No i okazuje się, że śpiewam w chórze. Egzotyczne tezy o szkodliwej politycznej obsesji mediów , które głosiłem w osamotnieniu zaczynają zyskiwać zwolenników. Z półtora roku temu napisałem: „ Polskie media, te uważane za poważne , a więc wielkie gazety, stacje radiowe i telewizyjne są skupione w maniakalny sposób na polityce”.
Wówczas mało kto zwrócił uwagę na moje narzekania, ale od tego czasu choroba zaostrzyła się na tyle, ze zaczęli ja dostrzegać. Także inni koledzy. W „Dzienniku” Igor Zalewski napisał: „ Gdyby nie medialne zainteresowanie politycznymi przewalankami posłowie Suski czy Maksymiuk, Jurgiel czy pani Marszalek Wiśniowska nigdy nie mieliby publiczności”. Inny publicysta „Dziennika” Jan Wróbel jest podobnego zdania. Sytuację nazywa patologiczną i stwierdza, że „wytworzyliśmy ja my – media.” Według Wróbla media popełniają : „ warsztatowy najbardziej trywialny na świecie błąd . Z byle czego robią wielkie wydarzenie.” Zdaniem Zalewskiego to jednak przede wszystkim świat polityki jest chory, a media jedynie błądzą zbyt gorliwie ten świat pokazując. Wzywa tez aby zacząć go ignorować, otoczyć „kokonem obojętności.” Przestać o tym mówić, przestać to pokazywać, przestać o tym pisać. Pozostawiony sam sobie, pozbawiony uwagi mediów, chory świat polityki wyciszy się, uspokoi i wróci do zdrowia.
Jeszcze niedawno zgodziłbym się całkowicie z taką diagnozą i propozycją leczenia. Ostatnio jednak zmieniłem zdanie. Myślę, że chory jest i świat mediów i świat polityki i chorobą została zarażona także publiczność. Dyskusja kto pierwszy zaczął, kto bardziej zawinił, kto puścił w ruch te lawinę głupstwa nie ma wielkiego sensu. To spór, o to czy pierwsze jest jajko, czy kura. Politycy wygadujący zapierające dech w piersiach androny to wspaniała i łatwa pożywka dla mediów, ale gdyby publiczność tego nie chciała oglądać, czytać czy słuchać, to media by się tym nie zajmowały.
Kiedyś sądziłem, ze wystarczy abyśmy my, dziennikarze umówili się , ze przestajemy poświęcać tyle uwagi polityce , teraz wiem, że to nie wystarczy. Nie wystarczy dobra wola, szlachetny zamiar kilku tytułów, jednej czy drugiej telewizji albo radia. Musiałby zniknąć popyt na ten towar. Ludzie jednak chcą patrzeć na Kaczmarka, Leppera, Ziobre i Giertycha. Im głośniej się kłócą, im bardziej absurdalne wymyślają kłamstwa im bardziej groteskowo brzmią ich frazesy o służbie publicznej, procedurach, państwie prawa i interesie Polski, tym większe budzą zainteresowanie, czasem tylko miarkowane zażenowaniem i wstydem.
Polska fascynacja polityka, ma cos z pociągu do pornografii. Każdy mówi, że go to brzydzi, że nie ogląda, że bron Boze, ale jakoś jest na ten towar zapotrzebowanie. I chyba trzeba się z tym pogodzić. Problem raczej widzę w tym, że zbyt mało jest miejsc, w których zamiast politycznych pyskówek toczyły by się debata o poważnych sprawach. Na przykład teraz, w obliczu wyborów można by podyskutować o zmianach w ordynacji wyborczej chroniącej nas przed filipkami , misztalami i łyzwinskimi. Oczywiście w porównaniu z opowieściami o taśmach, nagraniach i prowokacjach jest to mało ciekawe, ale gdzieś powinno być dla takiej debaty miejsce. Na przykład w telewizji publicznej. Tylko kto by ją wtedy oglądał. A ona przecież też żyje z reklam.
Są zresztą chwile kiedy naszym psim obowiązkiem jest pokazywanie polskiej polityki w pełnej krasie. Kiedy nie wolno uronić nic z budzącego osłupienie spektaklu intryg , obłudy, interesowności. A nie wolno uronić ku przestrodze. Abyśmy na przyszłość mądrzej wybierali.