Bar – bar – bar - I sypią się pieniądze. Bank rozbity. Jednoręki bandyta oddaje tobie, co kryje w sobie. To, co zebrał od wszystkich naiwnych liczących na szybką wygraną.
Wiele można zarzucić Mariuszowi Kamińskiemu, ale za jedno wypada mu podziękować. Za ujawnienie afery hazardowej, dzięki czemu wreszcie któryś z rządów został zmuszony do działania. Do postawienia tamy sytuacji, która dziwiła już nie tylko insiderów z branży hazardowej, ale też zwykłych przechodniów. Kto z Państwa nie przecierał oczu widząc, jak lokalny kiosk ruchu zmienia się w małe Las Vegas, kwiaciarnia na rogu zostaje salonem gier a w spożywczaku na dole, obok ziemniaków i chleba mamy też trzy cytryny. W rządku na wyświetlaczu automatu. Mnie już od kilku miesięcy krew zalewa, jak widzę, że najbardziej obskurne budy nagle ożywają jako Casino Royale.
I koniec. I bomba. I do widzenia. Do podziemia? Możliwe. Możliwe oczywiście, że wrócą czasy, w których na automatach wisiały kartki "nie wypłaca wygranych". No pewnie, że nie wypłaca. Wygrane wypłaca barman. Być może część właścicieli lokali wejdzie w takie nielegalne machloje. Ale nie wierzę, aby w nie wszedł pan Stefan, właściciel spożywczaka na dole. Za duże ryzyko.