Kiedy w weekend większość ludzi myśli o tematach lekkich, łatwych i przyjemnych, ja robię sobie przerwę i zamiast spraw lekkich, łatwych i przyjemnych, biorę się za bary z polityką. I jest mi dobrze.
Dobrze, bo taki płodozmian zawsze się przyda. Jakbym codziennie przygotowywał relacje o wychodzących z lasu niedźwiedziach, wykrywaczach wielbłądów i marszałkowskich psach, przesunęliby mnie pewnie do programu Zwierzyniec. A tak, w ramach oddechu, przyglądam się sprawom najważniejszym. Lustracji i polityce. To też może prawdziwy zwierzyniec, ale - jak przypomniał wyrok Trybunału Konstytucyjnego - nawet prawa dżungli mają swoje ograniczenia.
Śledzę więc pomysły polityków, którzy zastanawiają się: co dalej z lustracją? Większość mówi o otwarciu archiwów dla wszystkich. Z punktu widzenia logiki, jest to wyjście najprostsze. Skończy się serial pod tytułem "Agent tygodnia", skończą się wyszukiwane nocą teczki i polityczne bomby z lontem podpalanym w głębokim PRLu. Może będzie krwawa łaźnia, może będzie granat wrzucony do szamba. Może? Jakie tam może - na pewno będzie. To też - niestety - czysto logiczny wniosek. Tyle, że w Polsce logika z polityką mają niewiele wspólnego.