- Zacząłem szukać sposobu, by stać się wyjątkowym, oryginalnym. Zrozumiałem, że jeżeli mam grać na perkusji, nie mogę być przeciętny. Wtedy zamarzyłem, by znaleźć się w gronie najlepszych muzyków na świecie - wyznał w rozmowie z portalem tvn24.pl Tony Allen, wybitny perkusista, jeden z ojców afrobeatu. 79-letni Nigeryjczyk był największą gwiazdą 15. edycji warszawskiego Festiwalu Skrzyżowania Kultur.
Swoją przygodę z perkusją zaczął dopiero w wieku 18 lat, zainspirowany artykułami o jazzie. Pierwsze muzyczne kroki stawiał w lokalnych zespołach grających highlife - połączenie muzyki afrykańskiej i karaibskiej, granej na zachodnich instrumentach. Postawił sobie zuchwały cel: znaleźć się wśród najlepszych.
W latach 1968-1979 razem z legendarnym muzykiem Felą Kutim współtworzył jeden z najsłynniejszych afrykańskich zespołów tamtych czasów – Africa’70. Grupa zapoczątkowała nowy gatunek muzyki, który zrewolucjonizował afrykańską kulturę - afrobeat. To mieszanka tradycyjnej muzyki plemienia Joruba oraz funku i jazzu z silnym przesłaniem politycznym. W latach 70. kilkugodzinne koncerty Africa’70 przyciągały dziesiątki tysięcy widzów z całego kontynentu. Rytmom bębnów Allena i charakterystycznym dźwiękom saksofonu Kutiego towarzyszyły ostra krytyka ówczesnej wojskowej dyktatury w Nigerii oraz nierówności społecznych w Afryce.
Tony Allen nagrał z Felą blisko 40 albumów. Pod kilkunastu latach odszedł z zespołu, by rok później założyć własną grupę Tony Allen and the Afro Messengers. W kolejnych latach perkusista eksperymentował z brzmieniem, łącząc elementy afrobeatu z muzyką elektryczną, R&B, jazzem czy rapem. Sam Allen swoją muzykę określa mianem afrofunku. Mieszkający dziś w Paryżu Nigeryjczyk ma na koncie współpracę z wieloma zachodnimi artystami, m.in. z Paulem Simononem z The Clash, gwiazdą brytyjskiej alternatywy Damonem Albarnem, czy basistą Red Hot Chili Peppers - Fleą. Dwaj ostatni zgodnie nazwali Allena największym bębniarzem na Ziemi, a brytyjski kompozytor i producent muzyczny Brian Eno określił go mianem "prawdopodobnie najlepszego perkusisty, jaki kiedykolwiek żył".
Monika Winiarska: Fela Kuti powiedział kiedyś: "Gdyby nie Tony Allen, nie byłoby afrobeatu". Czujesz się ojcem tego gatunku?
Tony Allen: Okrzyknęli mnie nim słuchacze i znawcy muzyki. Fela też tak twierdził. Ja bym tego nie powiedział. Ale znam swoją rolę, którą odegrałem w tym ruchu, bo afrobeat to coś więcej niż tylko gatunek muzyki. To także, w pewnym sensie, ruch społeczny. Wszyscy przypisali mnie do afrobeatu, ale osobiście nie uważam, żebym utknął w jednym stylu. Nigdy nie chciałem się w ten sposób ograniczać. Jestem muzykiem, który potrafi być zróżnicowany, wielowymiarowy.
Leonardo da Vinci perkusji...
Dokładnie (śmiech). Bo jeżeli przypięto by mi łatkę afrobeatu, co z innymi muzykami, z którymi grałem, którzy nie wpisują się w ten nurt? Te wszystkie brytyjskie czy francuskie zespoły. Ja wciąż z nimi współpracuję.
Cofnijmy się do początków twojej muzycznej kariery. Gdy myślisz o czasach Africa'70, jakie wspomnienie jako pierwsze pojawia ci się przed oczami?
Osoby, z którą zacząłem tę przygodę, już nie ma. I to o nim myślę, gdy zamykam oczy. Bez Feli nie byłoby całego tego ruchu, dzięki któremu stałem się tym, kim jestem dziś. Bez niego nie byłoby Tony’ego Allena, którego znacie.
Zacząłeś uczyć się gry na perkusji dosyć późno. Mimo to dogoniłeś, ba, przegoniłeś wielu światowej klasy perkusistów.
Sposób, w jaki gram to coś, z czym się urodziłem. Ten rytm jest we mnie. Nigdy niczego nie przewidywałem. Stawiam czoła wyzwaniom i szansom, gdy pojawiają się na mojej drodze.
Lubisz, gdy życie cię zaskakuje?
Lubię zaskakiwać ludzi.
Jak mówisz, poczucie rytmu masz wrodzone. Musiałeś jednak wypracować swój charakterystyczny styl.
Kiedy zacząłem przygodę z perkusją, jeszcze zanim spotkałem Felę, grałem z różnymi zespołami. Graliśmy wtedy higlife, to była najważniejsza muzyka w tamtym czasie w Nigerii i całej zachodniej Afryce. Zaczęliśmy eksperymentować, mieszać różne dźwięki. Graliśmy też covery zachodnich utworów. Nie istniała nawet nazwa muzyki, którą wtedy tworzyliśmy. Wplataliśmy w naszą muzykę także tradycyjne brzmienie. Obserwowałem tamtych muzyków i naśladowałem ich. Ale czułem się niespełniony. To nie było autentyczne.
Co wtedy zrobiłeś?
Zacząłem szukać sposobu, by stać się wyjątkowym, oryginalnym… Zrozumiałem, że jeżeli mam dalej grać na perkusji, nie mogę być przeciętny. Wtedy zamarzyłem, by znaleźć się w gronie najlepszych muzyków na świecie. Pytanie brzmiało: jak to osiągnąć? Tylko o tym pomyślałem, ale odpowiedź wkrótce sama do mnie przyszła. Osobą, która pomogła przekuć moje marzenie w rzeczywistość, okazał się Fela. On stanowił dla mnie wyzwanie. Ale dzięki Bogu odrobiłem swoją lekcję z muzyki, jeszcze zanim go poznałem. Byłem już wtedy wyróżniającym się perkusistą w Nigerii. Wiedziałem, jak to się robi. Nie byłem już taki jak inni.
Pojawiła się między wami muzyczna chemia?
Ludzie patrzyli na mnie wtedy jak na wariata. A on dostrzegł we mnie kogoś wyjątkowego. Gdy pierwszy raz mnie usłyszał, zapytał: "Gdzie nauczyłeś się tak grać? W Stanach? W Wielkiej Brytanii?". W tamtym czasie nigdy nie podróżowałem poza Nigerię, wszystkiego nauczyłem się w domu. Przez rok graliśmy razem jazz. W ten sposób odkrywaliśmy się nawzajem. A parę lat później narodziła się Afrika'70.
W 1979 roku, gdy byliście u samego szczytu, postanowiłeś odejść. Dlaczego?
To była bardzo spontaniczna decyzja, jak wszystko, co robię. Nie planowałem tego. Chociaż czułem, że ten dzień nadejdzie, że nie będę wiecznie grać z Felą. Byliśmy wtedy na festiwalu w Berlinie. Poszedłem do moich muzyków i oświadczyłem im, jako kierownik muzyczny zespołu, że to koniec, że odchodzę. Powiedziałem: "jak wrócimy do Lagos, to rezygnuję". Z początku mi nie uwierzyli, ale ja już podjąłem decyzję. Nie było odwrotu.
Poszukiwałeś własnej ścieżki?
Tak... Ale sęk w tym, że gdy odszedłem z Afrika' 70, nie miałem żadnej alternatywy. Nie myślałem nawet, co mam ze sobą począć. Po prostu czułem, że muszę odejść, że muszę się uwolnić. Zrobiłem sobie przerwę od grania na rok. Po tym czasie postanowiłem założyć własny zespół.
Podobno Fela musiał zatrudnić czterech perkusistów, żeby cię zastąpić.
Tak słyszałem (śmiech). Nie wiem, czy to prawda. Ale wiem, że Fela znalazł innych muzyków, zaczął tworzyć nowe utwory. Nasze muzyczne drogi się rozeszły i nigdy więcej nie zagraliśmy razem na scenie.
Czy Twoje odejście poróżniło cię z Felą?
Nie było kłótni, nikt nie miał do nikogo pretensji. Pozostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Gdy odchodziłem, byliśmy u szczytu sławy. Zostawiłem za sobą nie tylko Felę, ale także ogromne pieniądze. To była bardzo radykalna decyzja. Ale nie wpłynęła na naszą przyjaźń. To on był moją największą inspiracją i do dziś nikt mnie tak nie inspiruje jak Fela.
Razem zrewolucjonizowaliście afrykańską muzykę, ale także kształtowaliście ludzkie umysły, wpływaliście na rzeczywistość polityczną. Dziś kilka dekad później władza w Nigerii ponownie wróciła w ręce człowieka, który kiedyś wsadził Felę do więzienia. Czy wasze dawne protest songi są dalej aktualne?
Myślę, że - w pewnym sensie - mój kraj jest dziś gorszy niż wtedy. Teraz nawet nie wiem, gdzie jest nasz rząd. Czy w ogóle jakiś istnieje.
A co z afrobeatem? Dalej ma taką moc jak za dawnych czasów?
Spójrz na współczesną scenę muzyczną w Nigerii. Oni nie grają już muzyki, oni robią pieniądze. Osobiście nie chcę być częścią tego. To trochę jak muzyka dla dzieci. Nie ma nic wspólnego z afrobeatem, który tworzyliśmy z Felą. Mimo wszystko, wciąż jestem gotowy grać dla tych dzieciaków. Ale robiąc to po swojemu.
Powiedziałeś kiedyś, że nie lubisz analizować przeszłości. Co zatem przyniesie przyszłość? Czy planujesz jeszcze wrócić do swoich muzycznych korzeni, czy może zamierzasz dalej szukać nowego brzmienia?
Tak, to prawda - nie lubię patrzeć w przeszłość. Jeżeli jest przed nami droga, po co się odwracać? Jest tyle do odkrycia. Ja wciąż poszukuję. Muzyka nie ma ograniczeń.
Święto muzyki świata
Odbywający się w Warszawie od 2005 roku Festiwal Skrzyżowanie Kultur to prezentacja najciekawszych zjawisk muzyki świata, jedno z największych wydarzeń tego rodzaju w Polsce i w Europie. W dniach 18-22 września odbyła się 15. edycja wydarzenia.
Na scenie pod Pałacem Kultury i Nauki oprócz Tony'ego Allena pojawili się także: Gisela Joao (Portugalia), Diego el Cigala (Hiszpania), Keziah Jones (Nigeria), Flavia Coelho (Brazylia), Sofiane Sadi & Mazalda (Algieria), Sona Jobareth (Gambia), Pat Thomas & Kwashibu Area Band (Ghana) oraz Rabih Abou - Khalil (Liban).
Autor: Monika Winiarska / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/@SkrzyzowanieKultur