W swoich filmach przez sześć dekad opowiadał o skomplikowanych, polskich losach. Począwszy od "Kanału" i "Popiołu i diamentu" poprzez "Ziemię obiecaną" i "Wesele", wadził się z polskością, wytykał celebrowanie klęsk, ale też utrwalał na ekranie przełomowe wydarzenia, jak w "Człowieku z żelaza" czy w biografii przywódcy Solidarności. Jego kino działało terapeutyczne, objaśniało naszą złożoną rzeczywistość. 9 października 2016 roku odszedł Andrzej Wajda, zostawiając nam prorocze "Powidoki", których premiery nie doczekał.
Czy można wyobrazić sobie kino polskie bez Andrzeja Wajdy? Nie sposób. Trudno o twórcę bardziej wrośniętego w polską tradycję, kulturę, historię, w polskie losy. Ale mimo, że opowiadał niemal wyłącznie o Polsce, jego obrazy rozumiano doskonale i podziwiano na całym świecie. Świadczą o tym wszystkie najważniejsze trofea filmowe, jakimi honorowano go w Europie i za oceanem - poczynając od Złotej Palmy w Cannes, poprzez Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale, aż po honorowego Oscara przyznanego w 2000 roku, za całokształt twórczości.
"Część kulturalnego skarbu ludzkości"
"Wajda należy do Polski, ale jego dzieła są częścią kulturalnego skarbu całej ludzkości. Przypomina nam, filmowcom, że historia może czasem żądać od nas odwagi. Że nasi widzowie mogą oczekiwać duchowego wsparcia. Że bywają sytuacje, w których trzeba zaryzykować własną karierę, aby bronić praw ludzi" - pisał o polskim reżyserze Steven Spielberg, przypominając Amerykańskiej Akademii Filmowej dorobek Wajdy i wspierając jego kandydaturę do wspomnianej wyżej nagrody.
Rok temu na Festiwalu Polskich Filmów w Gdyni reżyser świętował uroczyście swoje 90. urodziny, prezentując "Powidoki", jak się miało wkrótce okazać, ostatnie swoje dzieło. W tym roku wspominaliśmy go podczas kolejnej edycji festiwalu - między innymi za sprawą prezentowanego w sekcji "In Memoriam" świetnego dokumentu "Andrzej Wajda: Róbmy zdjęcie!" - zastanawiając się, jak komentowałby bieżące wydarzenia w kraju, i o czym opowiadałby jego kolejny film.
Wiele lat temu Jean-Luc Godard wymienił "Kanał" Wajdy (1956 roku) jako przykład "kina narodowego" - takiego, w którym naród "przypatruje się samemu sobie". I trafił w dziesiątkę, bo przez ponad pól wieku patrzyliśmy na świat oczami bohaterów jego 40 filmów.
Początek, czyli trylogia wojenna
Urodzony 6 marca 1926 roku w Suwałkach przyszły reżyser w wojnę wchodził jako 13-letni chłopiec. Odrobinę młodszy od "pokolenia Kolumbów", jako 16-latek wstąpił do Armii Krajowej, gdzie pełnił funkcję łącznika. Jego ojciec - zawodowy wojskowy - walczył we wrześniu 1939 roku, a w 1940 roku trafił do niewoli sowieckiej. Dopiero wiele lat później wraz z matką i bratem dowiedzieli się, że został zamordowany w Katyniu.
Artystycznie uzdolniony, podczas okupacji kształcony na tajnych kompletach, młody Wajda rozpoczął w 1946 roku studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Rzucił jednak ASP i przeniósł się na wydział reżyserii łódzkiej Filmówki.
Na dużym ekranie debiutował w 1954 roku "Pokoleniem" według Bohdana Czeszki. I choć trudno odmówić temu filmowi wpływów socrealistycznej ideologii, opowieści o żołnierzach Gwardii Ludowej nadał własny, niezależny ton. Zwrócił uwagę nowatorstwem formy, pokazując wewnętrzną przemianę bohaterów w sposób, jakiego nie zrobił w kinie nikt dotąd. Już drugi film, "Kanał", przyniósł mu międzynarodową sławę i stał się zarazem pierwszym dziełem tak zwanej polskiej szkoły, której podstawą stał się gest odrzucenia romantycznej spuścizny na rzecz realizmu. Wajda ze swoją wizyjnością i malarskim postrzeganiem świata reprezentował tak zwaną gałąź romantyczną szkoły - pełną symboli i metafor, bardziej refleksyjną.
Obraz wrócił uwagę zachodnich krytyków i z czasem zyskał miano pierwszej części wojennej trylogii Wajdy. Opowiadał historię kompanii porucznika "Zadry", dla której jedynym ratunkiem jest przedostanie się do Śródmieścia kanałami. Nie takiego filmu o powstaniu spodziewano się jednak, licząc raczej na pomnik heroicznej walki. Tym filmem Wajda rozpoczął debatę nad narodową tradycją martyrologiczną i polskim mesjanizmem. Film zyskał rozgłos na świecie i otrzymał Srebrną Palmę w Cannes.
Po sukcesie "Kanału" w 1958 roku nakręcił trzecią część swojej trylogii wojennej "Popiół i diament", opartą na kanwie powieści Jerzego Andrzejewskiego. Przesłanie w niej zawarte było inne niż przesłanie z książki. Reżyser głównym bohaterem uczynił bowiem nie komunistę Szczukę, lecz byłego żołnierza AK Macieja Chełmickiego, okazując sympatię postawionym w tragicznej sytuacji członkom polskiego podziemia. To nie spodobało się w władzom. Filmu nie posłano na festiwal do Wenecji, jednak trafił tam "bocznymi kanałami" i zdobył nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych. Dzięki życiowej roli Zbigniewa Cybulskiego i sugestywności, "Popiół i diament" został uznany za arcydzieło kinematografii. Słynna scena z zapalanymi przez Maćka zniczami-kieliszkami ze spirytusem to najczęściej przywoływane ujęcie w historii naszego kina.
Artysta bez szuflady
Kiedy po kolejnych filmach, jak "Lotna" czy "Popioły" wydawało się już, że reżysera można już wsunąć do szuflady z napisem "kino rozrachunkowe", Wajda pokazał swoje nieznane do tej pory oblicze. Zrealizował "Niewinnych czarodziei" - frywolną niemal opowieść o młodych ludziach pokolenia jazzu, zbuntowanych i równocześnie samotnych w otaczającym ich świecie, tęskniących za miłością, której się boją. Film wywołał kontrowersje ze względu na swobodę obyczajową i "zakazaną" w PRL-u jazzową muzykę Krzysztofa Komedy.
Wkrótce Wajda zrealizował autobiograficzną opowieść "Wszystko na sprzedaż", dedykowaną tragicznie zmarłemu Zbyszkowi Cybulskiemu. Tak naprawdę opowiadał w nim jednak nie o Cybulskim, lecz o sobie i ludziach z własnego otoczenia, nie szczędząc gorzkich refleksji nad tak zwanym życiem publicznym. Wielkie kreacje w filmie stworzyli Andrzej Łapicki i nade wszystko Elżbieta Czyżewska.
Wokół współczesnych mód i trendów - tym razem w wersji mocno satyrycznej, Wajda osnuł też świetne "Polowanie na muchy" z wyzywająca Małgorzatą Braunek oraz Zygmuntem Malanowiczem. Kpina z silnych, wojowniczych kobiet i beznadziejnie słabych mężczyzn była prawdziwym majstersztykiem - również za sprawą dialogów pióra zmarłego ostatnio Janusza Głowackiego.
Dekada arcydzieł
Lata 70. to najbardziej płodna dekada w twórczości mistrza. W 1970 roku powstał film, o którym mówiło się, że jest nie do nakręcenia. Przeniesienie na ekran dramatu Stanisława Wyspiańskiego "Wesele" faktycznie wydawało się bowiem niemożliwe. Jednak dla Wajdy obdarzonego malarskim zmysłem, myślącego obrazami, było tylko wyzwaniem. Klimat epoki modernizmu zapewniły kolory, scenografia, kostiumy i znakomita muzyka. Obraz jest przesiąknięty charakterystyczną dla Wyspiańskiego symboliką. To najbardziej malarskie z dzieł Wajdy - dzieło godne mistrza.
Ale film życia i zarazem najwybitniejszy obraz w historii naszej kinematografii powstał w 1975 roku. Wajda podjął się adaptacji powieści Władysława Reymonta "Ziemia obiecana" i dokonał rzeczy, jaka filmowcom udaje się niezmiernie rzadko - nakręcił arcydzieło, które bije na głowę literacki pierwowzór. Z opowieści o trzech przyjaciołach z fabrycznego miasta - Polaku, Niemcu i Żydzie - stworzył niezwykły fresk, którego bohaterem jest także miasto - brzydka i równocześnie wspaniała, budząca się do cywilizacyjnego skoku XIX-wieczna Łódź. W filmie genialne kreacje stworzyli Daniel Olbrychski, Wojciech Pszoniak i Andrzej Seweryn, ulubieni aktorzy reżysera.
Obraz nominowany do Oscara w kategorii "najlepszy film zagraniczny" przegrał o włos z "Dersu Uzałą" Kurosawy - słabszą opowieścią o kirgijskim myśliwym. To film wciąż oglądany na całym świecie, uwielbiany przez amerykańskich filmowców. Pokazują go w ramach promocji kina europejskiego do dziś między innymi Martin Scorsese i Francis Ford Coppola.
Ale lata 70. to również czas "romansu" Wajdy z Iwaszkiewiczem, gdy powstały dwa wybitne filmy: "Brzezina" i "Panny z Wilka", przez wielu uważane za najdoskonalsze obok "Ziemi obiecanej" obrazy polskiego reżysera. Dalszą współpracę artystów przerwała śmierć Iwaszkiewicza w 1980 roku.
W "Brzezinie" - opowiadaniu wręcz wzorcowym dla twórczości pisarz, w którym spotykają się Eros i Tanatos - bóg miłości i bóg śmierci, Wajda wykorzystał swój malarski talent i zmysłowość tej prozy. Drugie dzieło - "Panny z Wilka" powstało w 1979 roku, a reżyser zdobył za nie drugą po "Ziemi obiecanej"nominację do Oscara. Nostalgiczną opowieść o przemijaniu, tęsknocie za młodością i pierwszymi uniesieniami (Iwaszkiewicz mówił, że opowiada o pamięci, która niweczy teraźniejszość) Wajda przeniósł na ekran, zachowując charakterystyczny dla pisarza sensualizm i rozbuchany erotyzm. Film jest wielkim popisem kobiecego kwartetu: Anny Seniuk, Mai Komorowskiej, Krystyny Zachwatowicz i Stanisławy Celińskiej.
Ale nieco wcześniej Wajda nakręcił film, którym mocno naraził się władzy.
Birkut i konflikt z władzą
W 1975 roku nastąpił zwrot w twórczości reżysera. W Polsce miały miejsce przełomowe wydarzenia, a Wajda, dotąd unikający otwartego konfliktu z władzą komunistyczną, wystąpił na Forum Filmowców w Gdańsku, zarzucając decydentom brak swobody twórczej. Pracował nad zapomnianym scenariuszem Aleksandra Ścibora-Rylskiego "Człowiek z marmuru".
Bohaterką tego filmu jest młoda studentka reżyserii (debiutująca Krystyna Janda), która odkrywa prawdę o zapomnianym przodowniku pracy z lat 50. Dociera do jego dawnych znajomych i odnajduje syna, który odsłania przed nią dramatyczną historię. Obraz nagrodzony w Cannes przez FIPRESCI stanowił manifest kina moralnego niepokoju, a Wajda wówczas nie przypuszczał, że będzie mieć ciąg dalszy.
W styczniu 1981 roku ruszyły zdjęcia do "Człowieka z żelaza", który opisywał wydarzenia z sierpnia 1980 roku. Ścibor-Rylski napisał scenariusz stanowiący kontynuację wydarzeń z "Człowieka z marmuru" i kończący się podpisaniem porozumienia między strajkującymi a komunistami. Oprócz Jerzego Radziwiłłowicza i Krystyny Jandy w filmie wystąpili między innymi Lech Wałęsa i Anna Walentynowicz. Obraz przyjęto entuzjastycznie. Krytycy docenili - prócz świetnej gry aktorów - płynne połączenie paradokumentalnych ujęć z epicką fabułą. Film nominowano do Oscara, a wcześniej przyznano mu Złotą Palmę w Cannes. Ale komunistyczne władze wycofały obraz z oscarowej rywalizacji.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 roku Wajda wszedł do polityki - z inicjatywy Wałęsy kandydował do parlamentu (rekomendowany przez Komitet Obywatelski "Solidarność", którego był członkiem). Startował do Senatu i otrzymał ogromną liczbę głosów. Został senatorem, na szczęścia dla kina - na krótko.
Wolność i smak porażki
Lata 90. i nadejście upragnionej niepodległości okazują się być dla polskich artystów stanem zawieszenia. Niemal przez całą dekadę powstawały filmy pokazujące, że w nowych okolicznościach, zerwano dialog twórców z widzami. To stało się także udziałem Andrzeja Wajdy, którego takie obrazy, jak "Pierścionek z orłem w koronie" czy "Panna Nikt" nie dorównywały poziomem wcześniejszym filmom. Wyjątkiem był świetny "Korczak" z Wojciechem Pszoniakiem, historia legendarnego nauczyciela i pedagoga.
Przełom nastąpił w 1998 roku, kiedy Wajda znowu dokonał niemożliwego - przeniósł na ekran napisaną trzynastozgłoskowcem epopeję Mickiewicza. "Pan Tadeusz" okazał się dziełem porywającym - i nawet jeśli tylko dla Polaków zrozumiałym, nie umniejsza to jego wielkości. Film obejrzało ponad 6 milionów widzów, zdobył też sześć Polskich Orłów.
W 2000 roku w ręce Andrzeja Wajdy trafia wreszcie upragniony Oscar - honorowy za całokształt twórczości. - Będę mówił po polsku, bo chcę powiedzieć o tym, co myślę, a myślę zawsze po polsku - mówił wzruszony, gdy Jane Fonda wręczała mu nagrodę. Kolejne filmy to już dawny mistrz znów w formie.
W 2007 roku powstał następny osobisty obraz Wajdy - o losach polskich oficerów pomordowanych przez Rosjan w Katyniu i ich rodzin, będący hołdem dla zamordowanego przez NKWD ojca reżysera. Wajdzie udało się objąć opowieścią więcej niż tylko Katyń, pokazując jednocześnie represje stosowane przez hitlerowców na zachodzie Polski. Maja Ostaszewska, Danuta Stenka, Magdalena Cielecka i Maja Komorowska stworzyły wyciszone, przejmujące kreacje. Film otrzymał nominację do Oscara, choć znów obraz Wajdy ominęła statuetka. Porażająca końcowa scena - mordowania strzałem w tył głowy oficerów - trwała pod powiekami widzów jeszcze długo po seansie.
Rok później Wajda znowu wrócił do kameralnego kina, kręcąc "Tatarak" według opowiadania Iwaszkiewicza. Film z Krystyną Jandą w głównej roli, w którym rozważania o śmierci łączyłą się z próbą pokazania umowności sztuki filmowej, nie potrafiącej w pełni oddać rzeczywistości, został doceniony na Berlinale. Otrzymał Nagrodę imienia Alfreda Bauera, przyznawaną reżyserom, którzy wyznaczają nowe trendy.
W 2013 roku, po latach przymiarek, w momencie, narastania falo ataków skierowanych przeciw Lechowi Wałęsie, Wajda nakręcił film o przywódcy Solidarności. Czuł się w obowiązku zamanifestować solidarność z legendarnym przywódcą antykomunistycznej pozycji, powstał więc obraz będący ukłonem w stronę bohatera, mimo że Wajda nie ukrywał niewygodnych faktów z jego biografii. Ramą fabularną jest wywiad przeprowadzony z Wałęsą przez Orianę Fallaci w 1981 roku, ale mimo że Robert Więckiewicz jako Wałęsa robi wrażenie, opowieść okazuje się nazbyt uproszczona - niczym w akademickim podręczniku. Swoją premierę film miał na festiwalu w Wenecji, gdzie został przyjęty bardzo ciepło, choć posłanie go do Oscara wydawało się nietrafionym wyborem.
Testament mistrza
W 2015 roku Wajda pracował nad filmem "Powidoki", który w założeniu miał być hołdem złożonym mistrzowi jego młodości - Władysławowi Strzemińskiemu, artyście zniszczonemu przez komunistyczny system, ukaranemu za niepokorność i wierność sobie. Powstał obraz będący przestrogą przed rzeczywistością, w której władza chce zawładnąć życiem i działaniami ludzi. Film-ostrzeżenie będący wołaniem o potrzebę wewnętrznej wolności twórcy, odczytano w kontekście licznych prób ingerencji władzy w sztukę, jak dzieło niemal prorocze. Jak testament mistrza.
Dziś, dokładnie rok po śmierci reżysera słowa bohatera filmu "Każdy wybór jest dobry, jeśli jest twój" wybrzmiewają jeszcze dosadniej i mocniej niż w dniu premiery ostatniego obrazu mistrza.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock