Jezioro Klimkowskie w Małopolsce wysycha. Zwykle wody w tym zbiorniku jest około ośmiokrotnie więcej niż obecnie. Zazwyczaj da się tam pływać łodziami, teraz jednak można urządzić sobie spacer po wysuszonym dnie.
Jezioro Klimkowskie (zwane też Klimkówką) jest sztucznym zbiornikiem na południu Małopolski. Utworzono je 30 lat temu na rzece Ropie w gminie Ropa.
"To jeden z bardziej malowniczych, a przy tym mało znanych sztucznych zbiorników w Karpatach" - czytamy na oficjalnej stronie Gorlic położonych na północ od jeziora. Ten "malowniczy" zakątek, kryjący się między pasmami Beskidu Niskiego, zamienił się jednak tej jesieni w gotowy plan dla filmu postapokaliptycznego.
Czytaj też: Z orbity widać "narastające zaburzenia" na Ziemi
Latem jezioro jest popularnym miejscem wycieczek turystów i żywicielem lokalnych przedsiębiorców. Nad brzegami wyrosły domki letniskowe, pojawiły się pola namiotowe, wypożyczalnie kajaków i łódek. Teraz są bezużyteczne. Po wysuszonym dnie można co najwyżej pospacerować.
Klimkówka. Zwykle poziomy wody były "znacznie, znacznie wyższe"
Tej jesieni wypełnienie zbiornika spadło do około 12 procent, choć to i tak nie najniższy wynik w historii. W najbliższych dniach nie ma większych szans na poprawę. Według prognoz nie będzie tam padać jeszcze co najmniej przez cały weekend.
- Z tego co pamiętam trzy razy osiągnęliśmy podobne poziomy co teraz. Większość czasu (...) poziomy (wody - red.) były znacznie, znacznie wyższe (...) ze względu na większe opady i mokre lata. Miesiące maj, czerwiec i lipiec obfitowały w opady deszczu. Deszcz w zlewni, spływając, powodował, że na jesień czy zimę pojemność zbiornika była znacznie wyższa - wyjaśnił w rozmowie z TVN24 kierownik Zbiornika Wodnego "Klimkówka" Piotr Przybylski. - Obecny rok jest, jaki jest. Praktycznie od kwietnia dużego opadu (...) nie mieliśmy - podkreślił.
Zamieniona w kałużę Klimkówka służy jako źródło wody pitnej. Lokalni urzędnicy zapewniają jednak, że nie ma na razie zagrożenia, by wody w kranach miało zabraknąć. Zapewniają też, że sytuacja w zbiorniku jest stale monitorowana i w razie potrzeby podejmowane będą odpowiednie kroki.
Pocieszeniem jest fakt, że niski poziom wody w jeziorze Klimkowskim pod koniec października ułatwił akcję ratunkową gorlickim strażakom. Motolotniarz w trakcie lotu wpadł na linie energetyczne rozciągnięte pomiędzy brzegami jeziora od strony Uścia Gorlickiego. Ratownicy musieli go ściągać. - Można mówić o dużym szczęściu, bowiem obecnie w tym miejscu ze względu na niski poziom wody w zbiorniku jest wyschnięte dno, co pozwala na łatwe dotarcie ratownikom - mówił wtedy brygadier Dariusz Surmacz w rozmowie z TVN24.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24