Gliwice chcą odzyskać od urzędu marszałkowskiego "obiecane" pieniądze na budowę hali widowiskowo-sportowej. Chociaż pierwszy pozew opiewa "tylko" na 105 tys. zł., spór finalnie może dotyczyć nawet aż 141 mln zł.
Jak dowiedzieli się dziennikarze katowickiej "Gazety Wyborczej" Gliwice już skierowały do Sądu Okręgowego w Katowicach pozew o zapłatę kilku faktur za pracę na budowie, na sumę 105 tys. zł.
Chodzi o największą od lat inwestycję w Gliwicach - halę widowiskowo-sportową. Obiekt ma kosztować 320 mln złotych i ma być nowocześniejszy, a także większy, od katowickiego Spodka.
"Umów należy po prostu dotrzymywać"
Dwa lata temu marszałek województwa ogłosił, że nie otrzyma 141 mln zł unijnej dotacji. Wcześniej Komisja Europejska informowała, że projekt jest zbyt drogi i sugerowała jego zmniejszenie. Pojawił się też argument, że Gliwic nie będzie stać na jego utrzymanie.
Prezydent Zygmunt Frankiewicz od początku przekonywał, że hala jest potrzebna nie tylko miastu, ale całemu regionowi. Marszałka jednak nie przekonał i umowa, która gwarantowała miastu dotację, została wypowiedziana.
Mimo to Gliwice rozpoczęły budowę. Teraz domagają się pieniędzy od urzędu marszałkowskiego. - Marszałek obiecał nam wsparcie, a potem mimo naszych argumentów zmienił zdanie. To była jednostronna decyzja, a my uważamy, że umów należy po prostu dotrzymywać - czytamy na łamach "Gazety Wyborczej" wypowiedź Marka Jarzębowskiego, rzecznika UM w Gliwicach.
Hala powstanie pomiędzy ulicami Akademicką i Kujawską w Gliwicach:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mi/mieś / Źródło: Gazeta Wyborcza - Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Archiwum