- Sprzęt jest używany tylko w dni powszednie - rodzina mężczyzny, który zmarł w długi weekend w łódzkim szpitalu, twierdzi, że nagrała swoją rozmowę z lekarzami. Tłumaczenia osób, które zarejestrowali, różnią się od tego, co szpital przekazał mediom. Nagraniem zainteresowała sie już prokuratura. NFZ chce z kolei wyjaśnić, czy szpital mógł złamać warunki kontraktu. Lekarze sprawy już nie komentują.
Jak twierdzi żona zmarłego, wcześniej nie zbadano go ani za pomocą tomografu, ani za pomocą dopplerowskiego USG (badanie pozwalające ocenić stan naczyń krwionośnych). Dyrektor ds. medycznych placówki mówił przed kamerą TVN24, że badań nie przeprowadzono, bo "nastąpiła tymczasowa awaria". Z nagrań wyłania się jednak inna wersja zdarzenia.
Tylko w dni powszednie?
Rodzina, która przekazała nam film, twierdzi, że rozmowę nagrała telefonem komórkowym w szpitalu im. Jonschera trzy dni po śmierci 57-latka. Bliscy zmarłego dopytują osobę ubraną w biały kitel, dlaczego pacjent nie został poddany badaniu USG, ani nie przebadano go tomografem komputerowym.
- Organizacja pracy w tym szpitalu jest taka, że w wolne dni od pracy takich badań nie można wykonywać - odpowiada rozmówczyni. Według rodziny, to lekarka ze szpitala im. Jonschera.
Czy tak właśnie było? To ma wyjaśnić prokuratura, która od zeszłego tygodnia prowadzi dochodzenie w związku ze śmiercią 57-latka.
Łamali kontrakt?
Warunki korzystania ze szpitalnego sprzętu uściślają zapisy kontraktu podpisanego pomiędzy szpitalem a Narodowym Funduszem Zdrowia.
- Placówka, która tak jak Szpital im. Jonschera posiada Szpitalny Oddział Ratunkowy, jest zobowiązana do tego, żeby tomograf komputerowy służył pacjentom całą dobę, każdego dnia tygodnia - mówi tvn24.pl Anna Leder, rzecznik prasowy łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.
Leder dodaje, że w placówce są też aparaty do USG naczyniowego. - Aparat USG Doppler nie jest wymaganym urządzeniem ani na oddziale chirurgii ogólnej, ani w szpitalnym oddziale ratunkowym. Jednak szpital, choć nie musi, wykazał nam w swoim potencjale posiadanie kilku takich aparatów
Narodowy Fundusz Zdrowia zapowiedział, że zażąda wyjaśnień w sprawie opublikowanych przez nas nagrań.
"To była awaria"
Placówka nie chce odnosić się do nowych faktów w sprawie 57-latka.
- Od kiedy prokuratura wszczęła dochodzenie organ założycielski zadecydował o tym, że nie będziemy wypowiadać się w tej sprawie - ucina w rozmowie z tvn24.pl dr Paweł Nogal, dyrektor ds. medycznych łódzkiego szpitala.
W miniony piątek dr Nogal twierdził w rozmowie z tvn24.pl, że pacjent nie został przebadany tomografem, bo zadecydowały o tym "względy techniczne".
- Akurat tego dnia mieliśmy przejściowe problemy, które czasowo nie pozwalały na wykonanie badania - twierdzi dyrektor Paweł Nogal.
Tych "przejściowych problemów" nikt z łódzkiego szpitala jednak nie zgłosił Narodowemu Funduszowi Zdrowia. - Jeżeli jednak awaria była chwilowa, nie było takiej konieczności. Każdą dłuższą przerwę szpital musi zgłosić do NFZ. Każdą przerwę do Centrum Zarządzania Kryzysowego - tłumaczy Anna Leder z łódzkiego NFZ.
Jak podkreślał w piątek dyrektor, zarówno USG, jak i tomograf są do dyspozycji pacjentów przez całą dobę.
Co się stanie, jeżeli okaże się, że szpital naruszył warunki kontraktu? NFZ może nałożyć na placówkę karę finansową albo - w najgorszym wypadku - zerwać kontrakt.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź