Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i specjalnego zespołu przy KPRM, uważa, że zeznania ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza dyskwalifikują ich jako "fachowców" ws. lotnictwa. Lasek "obawia się", że profesorowie Wiesław Binienda, Jan Obrębski i Jacek Rońda "nie kwalifikują się" do udziału w konferencji naukowej dotyczącej katastrofy. Z inicjatywą taką wyszedł szef PAN prof. Michał Kleiber. - Oni omijają wszystkie niewygodne fakty - twierdzi Lasek.
Lasek, który był gościem "Kropki nad i" w TVN24, przyznał, że choć inicjatywa prof. Kleibera jest niezwykle cenna, to jednak adresowana jest ona tylko do "fachowców", a za takich zdaniem Laska eksperci zespołu parlamentarnego nie powinni być raczej uznawani. Prezes PAN wyszedł z propozycją zorganizowania ekspercko-naukowej konferencji na temat różnych aspektów katastrofy smoleńskiej i jej przyczyn. Zaznaczył, że powinna być to konferencja "odarta z emocji politycznych i jawna".
- Pan profesor zaprosił członków naszego zespołu do udziału w konferencji otwartej dla wszystkich specjalistów (...), którzy są fachowcami w dziedzinie lotnictwa. Postawił tylko dwa warunki. Po pierwsze dyskusja ma być prowadzona jedynie w gronie fachowców, po drugie - konferencja będzie jawna, czyli transmitowana do mediów (...). My od razu zgodziliśmy się na udział - tłumaczył w "Kropce nad i" Maciej Lasek.
"Nie kwalifikują się"
Zapytany wprost, czy bierze pod uwagę, że w konferncji mogliby wziąć udział także eksperci zespołu Antoniego Macierewicza, szef PKBWL początkowo unikał precyzyjnej odpowiedzi. - Jak rozumiem, słowo "fachowiec" użyte przez prof. Kleibera oznacza osoby, które mają udokumentowane doświadczenie w dziedzinie, w której się wypowiadają, czyli choćby w badaniu wypadków lotniczych. (...) To ma być naukowy sposób na rozbrojenie tej bomby smoleńskiej, czyli tego, co poróżniło społeczeństwo - mówił wymijająco.
W końcu jednak przyznał, że trudno wyobrazić mu sobie, by profesorowie Binienda, Obrębski i Rońda mogli usiąść z nim przy jednym stole. - Po zapoznaniu się z ich zeznaniami (ujawnionymi we wtorek przez prokuraturę wojskową - red.) stwierdzam, że nie wykazali się oni wiedzą ekspercką z zakresu badania wypadków lotniczych. Ale od kwalifikacji referatów, które wezmą udział w takiej konferencji, będzie komitet naukowy - stwierdził. I dodał, że "obawia się, iż eksperci zespołu się nie kwalifikują".
"Zespół niewygodne fakty omija"
- Zespół przyzwyczaił nas do tego, że wszystkie fakty, które są dla niego niewygodne, skrzętnie omija - ocenił Lasek, charakteryzując jakość prac ekspertów Antoniego Macierewicza. Według nieo hipotezy członków tego zespołu "to wiara" a nie nauka.
Przewodniczący powołanego przy KPRM zespołu ekspertów lotniczych kilkukrotnie zwracał uwagę, że badacze z których zdaniem tak liczy się poseł PiS nadal nie potrafią jednoznacznie wskazać, w którym momencie miał nastąpić wskazywany przez nich "wybuch". Na stwierdzenie jednego z ekspertów zespołu, że inicjacją bomby na pewno był nadajnik radiowy Lasek odpowiada: - Wszystko jest możliwe. Tylko trzeba mieć na to dowody.
A, według niego, o takich dowodach w tym przypadku nie może być mowy. - My, w trakcie swojego badania zebraliśmy ponad 55 tysięcy kart dokumentów (...), na podstawie których można było wysnuć wnioski - przypomniał inżynier. A wyciąganie ich na podstawie 40-minutowego kontaktu "z jakimś elementem niewiadomego pochodzenia" wydaje mu się "nieprawdopdobne". - Przychyliłbym się do stwierdzenia minister Kudryckiej, że wypowiedzi ekspertów poza zakresem ich kompetencji, to jest właśnie zamach na naukę polską.
"Prezydent nie został zabity"
Według Laska wiedza ekspertów zespołu parlamentarnego jest szczątkowa, bo taka musi być. Przewodniczący PKBWL obstawia, że nie znają oni nawet rzeczywistej trajektorii lotu prezydenckiego Tu-154M. Mimo to nie odpowiada on wprost na pytanie, jak w zrozumiały sposób przekonać tych, którzy dziś wierzą w zamach pod Smoleńskiem, że nic takiego nie miało tam miejsca. - Łatwiej nam się przyjmuje, że to ktoś stoi za śmiercią naszych bliskich, aniżeli przyjąć smutną prawdę, o popełnionych przez nich błędach - zauważa tylko.
Tego, że prezydent Lech Kaczyński pod Smoleńskiem nie został zabity jest jednak pewien. - Gdybyśmy meili jakiekolwiek wątpliwości pracowalibyśmy do dzisiaj. Prezydent absolutnie nie został zamorodowany. Niestety zginął w wypadku lotniczym.
Autor: ŁOs/tr/kdj / Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24