Na strzelnicę poszła dziewięć lat temu i - jak sama mówi - "tak już na niej została". A kiedy Sylwia Bogacka, pierwsza polska medalistka XXX igrzysk olimpijskich, nie strzela, to żegluje. Kiedy nie żegluje, jeździ szybko samochodem. A kiedy nie jeździ, siedzi nad książkami socjologii. Czasami nawet w wojskowym mundurze.
Bogacka na co dzień trenuje w klubie ZKS Gwardia Zielona Góra. Jest żołnierzem w stopniu starszego szeregowego. Strzelctwem sportowym zainteresowała się przez ojca, Zbigniewa. - Tata też kiedyś strzelał amatorsko, więc może dlatego i ja tak polubiłam tę dyscyplinę - mówiła przed igrzyskami. Trenować zaczęła dziewięć lat temu. - Poszłam na strzelnicę i tak już na niej zostałam - przyznaje z dowcipem.
Ale strzelanie to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Najpierw było zamiłowanie do szybkiej jazdy samochodem, później udział w rajdach w fotelu pilota.
Bez ruchu tylko na strzelnicy
Filigranowa, ma 162 cm wzrostu i waży 54 kg. Jest panną, chociaż ze statusem "w związku". Jej chłopak Rafał też trenował strzelectwo.
Skupiona na strzelnicy, w szale poza nią. Jeśli nie na drodze, to na wodzie. Sylwia ma patent żeglarski i duży jacht, którego imię mówi więcej o jej zamiłowaniach niż poprzednie słowa - "Easy Rider". Co roku, w przerwach między kolejnymi egzaminami na studiach socjologicznych, żegluje nim na Mazurach.
Jeleniogórzanka pierwsze sukcesy sportowe odnosiła jako junior. Wtedy to w swojej koronnej konkurencji "karabinek sportowy trzy postawy", która w Londynie dopiero przed nią, pobiła rekord Polski. Odebrała go Renacie Mauer. W sobotę zabrała jej miano ostatniej polskiej medalistki olimpijskiej w strzelectwie.
Autor: ŁOs//mat / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: MON