Wrocławska prokuratura zajmuje się sprawą 25-letniego Damiana. Mężczyzna w ciężkim stanie był wożony karetką miedzy szpitalami, bo nie przyjął go dyżurny z Akademickiego Szpitala Klinicznego. - 25-latek zmarł w drugim szpitalu. Według lekarzy przyczyną śmierci mogło być to, że zabrakło czasu na ratowanie życia - informują prokuratorzy.
- Doniesienie w sprawie śmierci pacjenta złożyli pracownicy Wojskowego Szpitala Klinicznego z ul. Weigla we Wrocławiu - informuje Małgorzata Klaus, rzeczniczka prokuratury okręgowej.
Chodzi o 25-letniego Damiana, który na początku maja próbował odebrać sobie życie. - Na miejsce, na wrocławski Gaj, dojechała karetka pogotowia. Ratownicy po krótkiej reanimacji zabrali chłopaka do najbliższego szpitala - dodaje Klaus.
- Pacjent był w ciężkim stanie, nieprzytomny, zaintubowany, krążenie było wspomagane lekami nasercowymi. Wymagał szybkich działań szpitalnych i diagnostyki. Pojechaliśmy na ul. Borowską, bo była najbliżej - mówi w rozmowie z Radiem Wrocław Jacek Kleszczyński, lekarz pogotowia.
Pierwszy szpital nie przyjął
Akademicki Szpital Kliniczny przy ul. Borowskiej nie przyjął jednak pacjenta. Dyżurujący w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym lekarz poinformował, że w nie ma miejsc. Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, o przepełnionej sali alarmował jeszcze zanim karetka wyjechała z miejsca wypadku i mówił, żeby ratownicy od razu jechali w inne miejsce.
- Kiedy karetka dojechała do ASK przez kwadrans kłócił się z załogą, zamiast podjąć akcję ratunkową - opowiada Juliusz Jakubaszko, szef SOR-u w szpitalu przy Borowskiej.
W końcu ratownicy zawieźli 25-latka do Wojskowego Szpitala Klinicznego przy ul. Wiegla, gdzie został przyjęty. - Mężczyzna jednak zmarł. Zdaniem lekarzy zawiniła gra na zwłokę. I dlatego złożyli doniesienie - mówi Klaus.
- W takich przypadkach nie wolno odsyłać pacjentów z SOR. Tylko stan wojny uzasadnia takie działanie, a z tego co wiem, Polska nie jest w stanie wojny. Mężczyzna był w ciężkim stanie, zwłoka w leczeniu miała istotny wpływ na stan jego zdrowia - twierdzi Tomasz Zawada z Wojskowego Szpitala Klinicznego.
Prokuratura czeka na sekcję zwłok
Prokuratura wszczęła już w tej sprawie śledztwo. - Czekamy jednak na wyniki sekcji zwłok, które powiedzą nam więcej o sytuacji - mówi Klaus.
Na śmierć pacjenta zareagowała też dyrekcja szpitala z Borowskiej. - Lekarz, który dyżurował w tym czasie, został odsunięty od swoich obowiązków, otrzymał też wypowiedzenie - informuje Agnieszka Czajkowska, rzeczniczka ASK.
Przeszczep, reanimacja i odszkodowanie
Prokuratura bada także sprawą 33-letniego Grzegorza, który trafił do Akademickiego Szpitala Klinicznego po tym, jak maszyna do cięcia kamieni prawie amputowała mu twarz. Części skóry jego twarzy trafiły do szpitala kilka godzin po przywiezieniu pacjenta.
Pod koniec marca informowaliśmy z kolei o 70-letnim pacjencie, którego lekarze reanimowali na parkingu przed placówką, bo dyżurny nie podniósł szlabanu. Mężczyzna dostał ciężkiego zawału serca tuż pod drzwiami SOR-u.
Zastrzeżenia do pracy szpitala ma też pani Maria Świrk, której przez niedopełnienie procedur rok temu zmarł mąż. Placówka zaproponowała kobiecie 500 zł odszkodowania.
Autor: bieru/par / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24