Prokuratura umorzyła we wtorek śledztwo w sprawie pobicia kobiet blokujących marsz narodowców w Warszawie, 11 listopada zeszłego roku. Jak ustalili reporterzy śledczy RMF FM, śledczy nie przesłuchali sprawców, bo - jak wynika z informacji radia - nawet ich nie zidentyfikowano.
Jak donosi RMF FM, pomimo tego, że nie zidentyfikowano i nie przesłuchano sprawców, prokuratura w uzasadnieniu umorzenia "tłumaczy między innymi, co kierowało agresywnymi uczestnikami marszu".
Warszawska prokuratura odmówiła komentarza w tej sprawie.
Prokuratura: zamiarem było "okazanie niezadowolenia"
W uzasadnieniu umorzenia prokuratura stwierdziła, że zachowanie narodowców, "nie zawierało znamion czynu zabronionego". Śledczy w piśmie zauważają, że kobiety były "kopane i uderzane kijem od flagi", ale - w ich ocenie - "zamiarem atakujących nie było pobicie pokrzywdzonych, lecz okazanie swojego niezadowolenia, że pokrzywdzone znalazły się na trasie ich przemarszu". Dodatkowo stwierdzono, że "umiejscowienie obrażeń jakich doznały pokrzywdzone, ich charakter wskazuje, że przemoc ze strony napastników była nakierowana na mniej newralgiczne części ciała".
Dlatego - zdaniem prokuratury - "nie można mówić, aby zamiarem atakujących było narażenie pokrzywdzonych na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszczerbku na zdrowiu lub naruszenie części ciała".
Mecenas zapowiada zażalenie
Umorzone we wtorek postępowanie prowadzone było na wniosek poszkodowanych. Dotyczyło naruszenia nietykalności cielesnej, spowodowania uszczerbku na zdrowiu, znieważenia oraz zniesławienia przez uczestników marszu 12 uczestniczek kontrmanifestacji zorganizowanej przez ruch Obywateli RP oraz Strajk Kobiet.
Reprezentujący kobiety mecenas Krzysztof Stępiński zapowiedział zażalenie na decyzję sądu i podkreślił, że jednej z kobiet "pseudopatriota" umyślnie nadepnął na dłoń, zrywając w ten sposób skórę i doprowadzając do powstania blizny
Szarpanina na marszu narodowców
12 kobiet 11 listopada 2017 roku zostało usuniętych siłą z trasy marszu narodowców po tym, jak zorganizowały protest na jego trasie. Na nagraniu z zajścia widać grupę kobiet, które najpierw stoją z transparentem "Faszyzm stop" na trasie marszu, a następnie siadają na jezdni i skandują antyfaszystowskie hasła.
Wówczas doszło do szarpaniny z uczestnikami marszu, padły wulgarne słowa. Transparent został porwany. Co bardziej agresywnych mężczyzn powstrzymywali inni uczestnicy marszu i jego straż. W pewnym momencie utworzyli kordon wokół siedzących kobiet. Policja nie interweniowała. Kobiety zostały wyniesione, jednej z nich udzielono także pomocy medycznej po tym, jak uderzyła głową o asfalt.
- Mieliśmy do czynienia z próbą konfrontacji, ale nie udało się to tym, którzy chcieliby doprowadzić do awantur - mówił 11 listopada 2017 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak.
- Zachowaliśmy się w sposób profesjonalny, wskazujący na to, żeby nie doprowadzić do sytuacji nadzwyczajnej. Sytuacji, w której ucierpiałyby osoby. To było dla nas priorytetem - podkreślał Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Autor: ads//kg / Źródło: rmf24.pl, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24