- Tomasz U. to kierowca skazany za spowodowanie katastrofy autobusu miejskiego na moście Grota-Roweckiego. W chwili oczekiwania na prawomocny wyrok w tej sprawie mężczyzna uczestniczył w innym wypadku. Jesienią 2024 roku potrącił pieszego na rondzie Tybetu i uciekł.
- Prokuratura ustaliła, że w dniu wypadku na Woli Tomasz U. prowadził auto mimo sądowego zakazu. Był on orzeczony jako kara za złamanie innego zakazu prowadzenia pojazdów. Mężczyzna był wielokrotnie notowany za wykroczenia, stracił też prawo jazdy.
- Choć Tomasz U. potrącił mężczyznę na przejściu, to nie odpowiadał przed sądem za spowodowanie wypadku. Śledczy - na podstawie opinii biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków - uznali, że winę ponosił pieszy.
- Wyrok jest nieprawomocny.
Wyrok w sprawie wypadku na rondzie Tybetu zapadł 16 maja w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Woli. Oskarżonym był Tomasz U., który prowadząc auto osobowe, potrącił w październiku 2024 roku mężczyznę na przejściu dla pieszych.
- Zapadł wyrok trzech lat pozbawienia wolności. Została orzeczona również grzywna, zakaz prowadzenia pojazdów na pięć lat oraz świadczenie pieniężne - poinformował tvnwarszawa.pl prokurator Andrzej Piaseczny, zastępca rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak dodał, prokuratura nie wniosła apelacji. Z informacji przekazanych nam przez sąd wynika, że wyrok nie jest prawomocny.
Sąd zaliczył na poczet orzeczonej kary okres, w którym Tomasz U. przebywał w areszcie. Jak ustaliliśmy, w chwili skazania przez wolski sąd rejonowy, mężczyzna był już w więzieniu, ponieważ w kwietniu tego roku Sąd Apelacyjny prawomocnie skazał go na 9,5 roku pozbawienia wolności za spowodowanie wypadku autobusu na moście Grota-Roweckiego w czerwcu 2020 roku.
Zmiana zarzutów, bo pieszy wbiegł na czerwonym
Początkowo Tomasz U. miał odpowiadać za spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia oraz złamania sądowego zakazu prowadzenia pojazdów. W toku śledztwa zarzuty zostały jednak zmienione. W akcie oskarżenia znalazły się: złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów, nieudzielenie pomocy poszkodowanemu w wypadku oraz posiadanie narkotyków w postaci 2,19 grama amfetaminy.
- Zarzuty zostały zmienione w oparciu o całokształt materiału dowodowego, a zwłaszcza w oparciu o opinię z zakresu rekonstrukcji wypadków samochodowych. Z opinii tej wynika, że całkowitą i jedyną odpowiedzialność za to, do czego doszło, ponosi pokrzywdzony, który wbiegł na przejście przy zapalonym czerwonym świetle i tam został potrącony przez nadjeżdżającego samochodem Tomasza U. - wyjaśniał prokurator Piotr Antoni Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Kilkanaście razy notowany, łamał sądowe zakazy
Z ustaleń prokuratury wynikało, że w dniu wypadku obowiązywał zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych orzeczony wobec Tomasza U. przez Sąd Rejonowy w Piasecznie w lipcu 2024 roku. Wyrok ten był karą za złamanie innego sądowego zakazu prowadzenia pojazdów.
Jesienią ubiegłego roku mężczyzna miał już na swoim koncie wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie za nieumyślne spowodowanie katastrofy autobusu miejskiego na moście Grota Roweckiego, ale był on jeszcze nieprawomocny. Po tej tragedii Tomasz U. był w areszcie trzy miesiące. Prokuratura chciała przedłużenia, ale sądy okręgowy i apelacyjny uznały, że wystarczy m.in. dozór i "nakaz powstrzymania się od prowadzenia pojazdów".
"Rzeczpospolita" ustaliła z kolei w październiku ubiegłego roku, że krótko po zdobyciu prawa jazdy Tomasz U. był kilkunastokrotnie notowany za wykroczenia w ruchu drogowym. Stracił też prawo jazdy za przekroczenie limitu punktów karnych.
Uciekł z miejsca wypadku
Z ustaleń śledczych wynikało, że w dniu wypadku Tomasz U. odwoził swoją partnerkę do pracy. W drodze powrotnej potrącił na rondzie Tybetu, na przejściu dla pieszych, mężczyznę przechodzącego po pasach. U. następnie odjechał z miejsca zdarzenia. Prokuratura podała, że został zatrzymany tego samego dnia po południu.
W mieszkaniu, w którym przebywał, znaleziono niewielkie ilości narkotyków. Mężczyzna został zatrzymany do wyjaśnienia. W toku czynności okazało się, że U. tuż po wypadku elektrycznym volkswagenem, który był własnością firmy leasingowej, skierował się do Pruszkowa. Pod Pruszkowem w jednym z lasów porzucił samochód, wyrzucił kluczyki i telefon komórkowy. Następnie wrócił do Warszawy i planował ucieczkę z kraju.
Po zatrzymaniu częściowo przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i złożył bardzo obszerne wyjaśnienia. Prokurator podał, że Tomasz U. przyznał się do tego, iż kierował pojazdem. - Przyznał się do tego, że zażył narkotyki po całym zdarzeniu, już po odjechaniu z miejsca zdarzenia. Nie przyznał się do tego, że jechał pod wpływem narkotyków, do tego, że zamierzał uciekać, i do tego, że miał świadomość, iż obowiązuje go zakaz prowadzenia pojazdów - opisywał wówczas prokurator Skiba.
Po zmianie zarzutów przez prokuraturę Tomasz U. odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.
Pieszy doznał poważnych obrażeń
Obrażenia poszkodowanego pieszego były poważne. 47-letni mężczyzna trafił do szpitala. Jego bliscy informowali w lutym w reportażu "Interwencji" Polsatu, że zapadł w śpiączkę i wymaga długiej oraz kosztownej rehabilitacji. Dzięki internetowej zbiórce udało się umieścić go w klinice Budzik.
Zwróciliśmy się do pełnomocnika poszkodowanego z pytaniem o jego aktualny stan zdrowia. Odmówiono nam jednak informacji.
Autorka/Autor: Klaudia Kamieniarz
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz/Kontakt24