Jan B., mężczyzna, który zabił 65-latka na muranowskiej plebanii, był niepoczytalny - uznali biegli. I wskazali, że podejrzany nie powinien iść do więzienia, a do zakładu psychiatrycznego.
- Do akt sprawy wpłynęła opinia biegłych psychiatrów. Po przeprowadzonych badaniach sądowo-psychiatrycznych, psychologicznych, analizie dokumentacji medycznej oraz przeprowadzonych w toku hospitalizacji badaniach dodatkowych stwierdzili, iż Jan B. przejawia objawy choroby psychicznej, w związku z czym, w odniesieniu do zdarzenia z dnia 11 kwietnia 2019 roku, miał zniesioną zdolność rozumienia znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem - mówi tvnwarszawa.pl Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej.
Morderstwo na parafii
Do tragedii doszło na terenie parafii świętego Augustyna na Nowolipkach. Jak podawały wtedy służby, 38-letni mężczyzna wszedł na teren kościoła i zaatakował dwie osoby: ranił księdza i zabił 65-letniego mężczyznę, ojca jednego z duchownych. Następnie stracił przytomność.
W nieoficjalnych rozmowach ze śledczymi usłyszeliśmy, że biorąc pod uwagę zachowanie B. podczas zdarzenia, a także w chwili zatrzymania, mógł on znajdować się pod wpływem środków odurzających.
Jednak we wrześniu prokuratura otrzymała wyniki badań toksykologicznych Jana B. Według biegłego, podejrzany był "po spożyciu" substancji psychoaktywnej, ale nie "pod jej wpływem". Teraz okazało się za to, że w momencie zdarzenia był niepoczytalny.
- Jednocześnie biegli stwierdzili, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełniania przez niego podobnych czynów o znacznej społecznej szkodliwości, co wymaga zastosowania wobec niego środka zabezpieczającego w postaci leczenia psychiatrycznego w warunkach zakładu zamkniętego - mówi Łapczyński.
Co to oznacza? B. najpewniej nie trafi do więzienia, a śledztwo w jego sprawie zostanie umorzone.
"W jakimś amoku bandyckim"
Tragiczne zdarzenia z kwietnia relacjonował proboszcz Walenty Królak. - Człowiek wychodził z plebanii, przyjechał z żoną do spowiedzi, tak jak przed Wielkanocą bywa. Kiedy wyszedł za drzwi, napastnik go napadł w przedsionku i zaczął tłuc. (...) Walił pewnie głową o podłogę albo mur, rozwalił czaszkę - opisywał po ataku proboszcz wolskiej parafii.
- Miał ogromną siłę. Napadł na człowieka starszego, który nie miał żadnych szans. I po prostu dokonał napadu bez żadnej przyczyny. Nie ma żadnych powodów: ani materialnych, ani religijnych, ani żadnych innych. Tylko po prostu człowiek w jakimś amoku bandyckim, który zabija kogoś, kto wchodzi mu w drogę - relacjonował Walenty Królak.
Jan B. nie powiedział śledczym o motywach swojego działania. Nie przyznał się do winy. Nie złożył wyjaśnień.
Zabójstwo na plebanii
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter/ tvnwarszawa.pl