Jest akt oskarżenia w sprawie ubiegłorocznego morderstwa w Konstancinie-Jeziornie. Według prokuratury Jakub K. udusił kobietę paskiem od torby turystycznej. Motyw tej zbrodni nie został jednoznacznie ustalony.
- Wielki, potężny chłop, ale z duszą dziecka. Po zatrzymaniu martwił się przede wszystkim o swoją matkę - mówi oficer stołecznej policji.
Niemal równo rok temu Jakub K. został zatrzymany przez stołeczną policję pod zarzutem zabójstwa prostytutki w Konstancinie-Jeziornie. Prokuratura właśnie zakończyła śledztwo w tej sprawie i przesłała do sądu akt oskarżenia. - Mężczyźnie grozi dożywocie - mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sprzeczka, później szarpanina
Jakub K. znał swoją ofiarę od przynajmniej czterech lat. Poznali się w sklepie zoologicznym, w którym pracował. Dziewczyna przyszła tam kupić rybki. 27-latek odwiedzał ją później w domu, by czyścić jej akwarium.
Jak wyjaśniał śledczym, tak też było w dniu zabójstwa, 7 listopada 2016 roku.
Tego dnia w Konstancinie spędził kilkanaście godzin. Przyjechał wczesnym popołudniem. Wyszedł, kiedy kobieta miała przyjąć klienta. Potem wrócił. Tłumaczył, że zapomniał narzędzi.
W pewnym momencie jego powtórnej wizyty doszło do sprzeczki. Nie jest do końca jasne, dlaczego, ale prokuratura wykluczyła motyw seksualny. Jest w każdym razie pewne, że nie doszło między nimi do zbliżenia.
- Wpadł w szał - opowiada policjant.
Najpierw dwukrotnie uderzył kobietę w głowę pałką, potem udusił paskiem od torby turystycznej.
Walizkę schował w garażu
Przerażony tym, co zrobił, postanowił ukryć zwłoki.
Był środek nocy. Ciało wepchnął do walizki. Gdy próbował odjechać swoim samochodem, okazało się, że nie ma ochroniarza, który mógłby go wypuścić z terenu strzeżonego osiedla. Spróbował więc samochodem ofiary, ale wówczas pojawił się ochroniarz, który zorientował się, że to samochód znanej mu lokatorki.
Jakub K. wrócił więc do swojego auta. Posłuszeństwa odmówił mu jednak akumulator. Ochroniarz pomógł mu popchnąć samochód. Ruszył, ale po przejechaniu kilkunastu kilometrów, jego auto całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Wezwał pomoc drogową i na lawecie wrócił do domu pod Grójcem.
Walizkę schował w garażu.
Dwa dni później, 10 listopada, wrócił do domu swojej ofiary, by nakarmić jej psa.
Do Szwecji po rybki
Krótko po zbrodni wyjechał do Szwecji. - Byliśmy przekonani, że uciekł. Nie miał biletu powrotnego - mówi policjant.
Okazało się jednak, że pojechał tam kupić rybki. Zatrzymano go, gdy schodził z promu "Polonia" w Świnoujściu. Dopiero wtedy udało się też odnaleźć ciało ofiary. Jakub K. miał przy sobie dokumenty kobiety, jej telefony komórkowe i kilka innych rzeczy.
- Został oskarżony o zabójstwo Agnieszki K., a także o kradzież przedmiotów i dokumentów, które do niej należały - mówi prokurator Łapczyński.
kz/pm