Policja z Radomia poinformowała o kierowcy peugeota, który w niespełna godzinę dwukrotnie został zatrzymany przez drogówkę. Za pierwszym razem tłumaczył pośpiech chorobą, za drugim - pożarem auta należącego do brata.
Jak poinformowała w poniedziałek Dorota Wiatr-Kurzawa z Komendy Miejskiej Policji w Radomiu, po raz pierwszy kierujący peugeotem mieszkaniec Lipska został zatrzymany do kontroli drogowej na ulicy Kozienickiej w Radomiu. Przekroczył dozwoloną prędkość o 30 km/h.
"36-latek tłumaczył, że jest przeziębiony i śpieszy się do domu. Takie usprawiedliwienie nie zrobiło jednak wrażenia na mundurowych, którzy zgodnie z obowiązującym taryfikatorem ukarali mężczyznę mandatem w wysokości 400 zł i siedmioma punktami karnymi" - przekazała policjantka.
"Tłumaczenie było zgoła inne"
Niespełna godzinę później patrol z grupy motocyklowej radomskiej drogówki prowadził kontrolę prędkości w miejscowości Dąbrowa Kozłowska. Policjanci zatrzymali do kontroli tego samego kierującego, który kolejny raz w tym dniu przekroczył dopuszczalną prędkość. Tym razem rozpędził się do 86 km/h.
- Tłumaczenie było zgoła inne; kierujący twierdził, że jedzie do brata, któremu zapalił się samochód - powiedziała sierżant.
Policjanci sprawdzili w systemach policyjnych konto 36-letniego kierowcy i widząc, że raptem kilkadziesiąt minut wcześniej został ukarany przez inny patrol drogówki, skontaktowali się z policjantami, aby rozpytać o kierowcę.
- Tym razem otrzymał on mandat w kwocie 800 złotych i dziewięć punktów karnych - powiedziała policjantka.
W niespełna godzinę 36-latek uszczuplił swój budżet o 1,2 tys. zł, a konto kierowcy zwiększyło się o 16 punktów karnych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24