Prokuratura Regionalna w Gdańsku dysponuje już ekspertyzą 3D przebiegu zdarzeń w miejscu znalezienia ciała Jolanty Brzeskiej - poinformowała w czwartek Prokuratura Krajowa. Ta sama metoda doprowadziła do zwrotu w śledztwie w sprawie oskórowanej studentki religioznawstwa w Krakowie.
Informację o stanie śledztwa prokuratura podała w przeddzień ósmej rocznicy śmierci Jolanty Brzeskiej.
Jak przekazała rzecznik prasowa Prokuratury Krajowej Ewa Bialik, śledczy zgromadzili szereg dowodów, powołali biegłych i przesłuchali wielu świadków. Biegłym specjalistom zlecono między innymi wykonanie ekspertyzy 3D z miejsca znalezienia ciała Jolanty Brzeskiej. Ekspertyzę, która trafiła już do akt sprawy, przygotowało Laboratorium Ekspertyz 3D Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Jak przypomniała w rozmowie z PAP prokurator Ewa Bialik, ta sama metoda pozwoliła również odtworzyć sposób działania sprawcy i wyjaśnić okoliczności zabójstwa w 1998 roku w Krakowie studentki religioznawstwa - Katarzyny Z. Doprowadziło to do postawienia zarzutu zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem 52-letniemu Robertowi J., który po zabójstwie miał obedrzeć swoją ofiarę ze skóry.
W przypadku Jolanty Brzeskiej - jak informuje Prokuratura Krajowa - metoda ta pozwoliła na odtworzenie w technice 3D przebiegu zdarzenia na miejscu odnalezienia jej ciała. Zdaniem prokuratury opinia biegłych doprowadzi do wyciągnięcia kolejnych "istotnych wniosków" w tej sprawie.
Tajemnicza śmierć w lesie
Spalone zwłoki 64-letniej działaczki Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów znalazł w marcu 2011 r. spacerowicz w Parku Kultury w Powsinie. Wszczęto wówczas śledztwo z artykułu Kodeksu karnego o nieumyślnym spowodowaniu śmierci, ale prokuratura badała w nim kilka możliwych wersji, w tym samobójstwa i zabójstwa.
W 2013 r. z powodu niewykrycia sprawców śledztwo zostało umorzone.
Jak informowała wówczas Prokuratura Okręgowa w Warszawie, przyczyną śmierci kobiety było podpalenie przy użyciu nafty skutkujące wstrząsem termicznym i rozległymi oparzeniami ciała oraz zatruciem tlenkiem węgla.
Biegli nie znaleźli przesłanek, które wyraźnie przemawiałyby za tym, że Brzeska popełniła samobójstwo. Prokuratura stwierdziła, że wiele przesłanek wskazuje na to, iż do śmierci przyczyniły się osoby trzecie, lecz część ujawnionych okoliczności nie pozwala także kategorycznie odrzucić wersji o samobójstwie, choć wydaje się ono mało prawdopodobne. Śledczy zaznaczyli jednak, że więcej okoliczności wskazuje na zabójstwo.
Jako powód umorzenia śledztwa prokuratura podawała wówczas wyczerpanie się inicjatywy dowodowej i przeprowadzenie wszelkich możliwych czynności. Śledczy zaznaczali też, że "w przypadku pojawienia się nowych okoliczności w sprawie, postępowanie zostanie podjęte i będzie kontynuowane w celu ustalenia i zatrzymania sprawców przestępstwa".
Powrót do sprawy
Śledztwo w sprawie śmierci Brzeskiej zostało wznowione w sierpniu 2016 r. na polecenie ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Decyzję te uzasadniał licznymi nieprawidłowościami podczas pierwszego postępowania.
- Cały czas forsowano wersję samobójstwa pani Jolanty Brzeskiej. A jest oczywiste dla każdego, kto zapozna się z tym materiałem, że to nie mogło być samobójstwo - stwierdził wówczas minister. Poza tym, w jego opinii śledczy nie zabezpieczyli wszystkich dowodów i nie przesłuchali wszystkich świadków.
Sprawa trafiła do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Ziobro wyjaśnił, że chodzi o "przyspieszenie i usprawnienie postępowania", które w obciążonej wieloma sprawami warszawskiej prokuraturze trwałoby dłużej.
Przed dwoma laty informowaliśmy na tvnwarszawa.pl, że wznowienie śledztwa umorzonego w 2013 roku było drobiazgowo zaplanowane, łącznie z tym, kiedy przekazywać informacje mediom. W dniu, w którym na konferencji prasowej Zbigniew Ziobro formalnie ogłosił tę decyzję, włączono też podsłuchy kilku telefonów, z których korzystały osoby podejrzewane o związek ze śmiercią działaczki lokatorskiej.
Prokuratorzy mieli nadzieję, że relacje z konferencji prasowej ministra wywołają jakąś reakcję u podsłuchiwanych osób. Ale nie wywołały. A przynajmniej nie taką, który pozwalałby na udowodnienie, że te osoby miały związek ze śmiercią Jolanty Brzeskiej.
Dwa miesiące później, w październiku 2016 r. Prokuratura Krajowa informowała, że Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej wszczął śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez warszawskich policjantów i prokuratorów, którzy prowadzili umorzone w 2013 r. śledztwo dotyczące śmierci Brzeskiej.
Walczyła o prawa lokatorów
Po śmierci kobiety odbywały się, organizowane między innymi przez Komitet Obrony Lokatorów, demonstracje przypominające o niewyjaśnionej sprawie. Rodzina i przyjaciele Brzeskiej od początku nie wierzyli w to, że kobieta popełniła samobójstwo.
Według bliskich naraziła się pracą w Warszawskim Stowarzyszeniu Lokatorów, które założyła. Sprawami lokatorskimi zaczęła się zajmować, kiedy kamienicę przy ulicy Nabielaka 9, w której mieszkała od lat pięćdziesiątych. przejął w 2006 roku nowy właściciel. Robił wszystko, by mimo posiadania umowy najmu, jak najszybciej wyprowadziła się z lokalu. Jego zdaniem kobieta była mu winna kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po reprywatyzacji niemal wszyscy lokatorzy kamienicy poza Brzeską opuścili swoje mieszkania.
- Przeżyliśmy koszmar, jak on walił w drzwi i piłował, aż iskry latały w przedpokoju - mówiła sama Jolanta Brzeska w 2008 roku.
Przez kilka miesięcy czuła się zastraszona, mimo to wciąż walczyła o prawa wszystkich, którzy w Warszawie znaleźli się w podobnej sytuacji. Po pięciu latach od rozpoczęcia sporu z kamienicznikami, 1 marca 2011 roku nagle zniknęła. Nie zostawiła listu ani żadnego wyjaśnienia.
Sprawę prywatyzacji tego budynku badała komisja weryfikacyjna. Córka Jolanty Brzeskiej - Magdalena, zeznając przed komisją, mówiła, że "mama musiała komuś podpaść, dlatego że człowiek tak nie ginie". Według niej lokatorzy zostali przekazani przez miasto "jak żywy towar". W grudniu 2017 roku komisja uchyliła decyzję reprywatyzacyjną wydaną w 2006 r. uznając, że przy jej wydaniu doszło do rażącego naruszenia prawa.
PAP/kk/pm
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl