Ma być pięć razy większy niż port Chopina - gigantyczna inwestycja. Dlaczego w gminie, gdzie PiS zdeklasował w ostatnich wyborach konkurencję, budzi ona tak ogromne emocje, że potrzebna jest nawet pomoc psychologa? O tym Dariusz Kubik w magazynie "Czarno na Białym".
- Nie ma powodów cieszyć się tą władzą, skoro z nami postępuje się gorzej niż z tymi zwierzętami – mówi jeden z rolników.
- Jeden do dziesięciu to dwanaście - takie są tutaj emocje. Kipi – twierdzi kolejna osoba.
A jeszcze inna przyznaje, że w Baranowie mieszkańcy wnioskowali nawet o pomoc... psychologa.
Nerwowe spotkanie
We wrześniu ubiegłego roku odbyła się specjalna konferencja premier Beaty Szydło i pełnomocnika rządu, który odpowiada za budowę lotniska. Do dziś brak jednak szczegółów tej lokalizacji. Wiadomo tylko tyle, że lotnisko powstanie tuż przy autostradzie A2 - 40 kilometrów od Warszawy.
Jego teren obejmie około 30 kilometrów kwadratowych, być może nawet trzy gminy. Dla porównania największe polskie lotnisko Chopina w Warszawie zajmuje pięciokrotnie mniejszy teren - 600 hektarów.
- Budujemy port "Solidarność" w interesie wszystkich Polaków i interesów mieszkańców okolicznych miejscowości – mówił wtedy Mikołaj Wild, pełnomocnik rządu.
Tyle że Mikołaj Wild spotkał się z mieszkańcami Baranowa tylko raz - w grudniu. I dopiero cztery miesiące później - gdy w sprawie lotniska miejscowi radni postanowili zorganizować kłopotliwe dla władzy referendum - wiceminister infrastruktury - wysłał do mieszkańców swojego doradcę. W spotkaniu wzięła także udział prawnik z ministerstwa infrastruktury, współautorka ustawy o lotnisku. Doradcy wiceministra opowiadali mieszkańcom o zmianach w ich życiu i obiecywali, że ze spotkania wyjdą w dobrych humorach.
Mieszkańcy w strachu
A w jakich humorach mieszkańcy na spotkanie przyszli? Artur Konarski, 31-letni rolnik z sąsiedniej dla Baranowa gminy Wiskitki. Jego rodzina mieszka tu od siedmiu pokoleń, a jej ziemie mogą być potrzebne do budowy lotniska. Artur Konarski i ojciec uprawiają w sumie kilkadziesiąt hektarów ziemi.
- Nie jest lekko (...) Szkoda pracy, dziadka pracy i.... – urywa Konarski. Jego pole wkrótce ma zmienić się w lotnisko.
- Tu jest specyficzne miejsce, bo jesteśmy 40 kilometrów od Warszawy. Mamy duży rynek zbytu (...) To gospodarstwo rozkręcone jest do granic możliwości, zaczęłoby przynosić zyski, a ja muszę je wygaszać. Za to nikt mi nie zrekompensuje – mówił reporterowi TVN24.
Bo dla okolicznych mieszkańców budowa nowego lotniska to przede wszystkim niepewność. Do tej pory nie wiedzą, gdzie dokładnie powstanie, a chcieliby się przygotować. Pretensje mają do rządu.
- Za to, że to bezmyślnie wszystko robią. Kto do nas wyszedł? Z jaką propozycją? Czy były jakieś rozmowy? Rząd miał być dla każdego Polaka, miał z każdym konsultować – mówi jeden z nich.
Twierdzą, że rząd chce ich oszukać
Jak relacjonują reporterowi TVN24, rząd ich głosu nie słucha. - Przychodzą wybory i cały rząd mówi, że będzie słuchał społeczeństwa, a tu, co do czego, to nie przyszli, nie porozmawiali z nami, nie słuchają nas! – twierdzi przedstawiciel mieszkańców Baranowa. Inni dodają, że na żadne pytania skierowane do polityków odpowiedzi nie uzyskali. Nie wiedzą nawet, którzy mieszkańcy będą musieli się wysiedlić, choć – jak relacjonują – obiecywali, że odpowiedź uzyskają w styczniu. Jest maj.
- Okupanta przeżyłem, komunę. Teraz mojego syna chcą wypędzić! Wyrwać te korzenie! I niech idzie na Bory Tucholskie! – komentował emocjonalnie jeden z mieszkańców.
Jeśli mieszkańcy zdecydują się na zamianę ziemi, mogą trafić w każde miejsc w całej Polsce. Nie są znane jednak konkretne lokalizacje. Nie są znane także nawet przedziały cenowe odszkodowań za przejęcie gruntów przez państwo. Będą ustalane indywidualnie. I to kolejny powód do spekulacji i obaw. Mieszkańcy twierdzą, że zostaną oszukani.
Nie tylko rolnicy
A Baranów to nie tylko rolnicy. Tu swoją firmę cztery lata temu przeniósł z innej podwarszawskiej miejscowości Wojciech Kornak. Dziś zatrudnia 20 osób, a jego biuro księgowości obsługuje 400 firm.
Jak opowiada, po wybudowaniu lotniska firmę będzie musiał zamknąć. - Nie jestem w stanie przenieść firmy, która nie jest w stanie pozwolić sobie na ani jeden dzień przerwy. Musi pracować w ruchu ciągłym, a nie mogę jej przenieść gdzieś pod Koszalin... To jest niewyobrażalne – twierdzi.
I dodaje: przecież te dziewczyny, które są zatrudnione u mnie ze mną się nie przeniosą, bo one są z okolic, akurat żadna nie podlega wywłaszczeniu.
Mieszkańcy założyli stowarzyszenie Zanim Powstanie Lotnisko. Wojciech Kornak jest jego wiceprzewodniczącym. Opowiada, że przez miesiąc do stowarzyszenia zapisało się 700 osób.
Przedstawiciele mieszkańców mieli spotkać się z Wildem, ale ten w ostatniej chwili spotkanie odwołał.
Kłopotliwe referendum
Zgodnie z przyjęta przez rząd specustawą, minister będzie mógł wystąpić do KRUS o specjalne emerytury dla rolników z Baranowa. Ich wysokość ma być ustalana indywidualnie. Ale zdaniem Wojciecha Kornaka w ustawie brakuje konkretów i rozstrzygnięcia wielu innych problemów mieszkańców.
PiS w 2015 roku wygrał w Baranowie wybory, zdobywając 50 procent wszystkich głosów. Andrzej Krzemiński, który prowadzi gospodarstwo w tym miejscu od 30 lat, przyznaje, że głosował na partię Jarosława Kaczyńskiego. Jego grunty także mogą znaleźć się w obszarze rządowej inwestycji.
- To nie ja chciałem tego lotniska, to ktoś mnie zmusza, więc niech zaproponuje mi coś, żeby mnie to ucieszyło i zadowoliło – twierdzi mężczyzna.
Konkretnie za inwestycje odpowiada ministerstwo infrastruktury, którego szefem jest Andrzej Adamczyk z PiS. Minister twierdzi jednak, że rozmowy z mieszkańcami idą zgodnie z planem.
Ustawa o Centralnym Porcie Komunikacyjnym jest już w Sejmie. W połowie czerwca mieszkańcy Baranowa chcą odpowiedzieć w referendum na pytanie, czy w ogóle chcą tutaj lotniska. Kłopotliwe referendum może zablokować wojewoda z PiS.
Dariusz Kubik, TVN24 /kz