Przeszło godzinę po zakończeniu ciszy wyborczej wciąż jeszcze były miejsca, gdzie wyborcy czekali na oddanie głosu. To wynikało z długości kolejek chętnych na udział w wyborach. Przed lokalem wyborczym numer 280 na warszawskiej Woli była reporterka TVN24 Maja Wójcikowska. Jak relacjonowała po godzinie 22, skalę zainteresowania wyborami w tym lokalu obrazował fakt, że konieczne było dostawienie trzeciej urny, a także dowiezienie kart do głosowania. - Ci, którzy opuszczali ten lokal po 20, mówili mi, że czekali nawet 5,5 godziny - relacjonowała Wójcikowska.
Termosy, koce i ciepłe ubrania
Oczekujący w kolejce musieli uzbroić się nie tylko w cierpliwość, ale również w termosy z kawą, termofory, koce i ciepłe ubrania, bo temperatura w stolicy w niedzielę mocno spadła.
- Nie spodziewałem się, stając w tej kolejce, że to aż tak długo potrwa. Myślałem, że to będzie 3 godziny, taka górna granica. A było 5,5 - opowiadał jeden z mężczyzn wychodzących z lokalu.
- Chłopak przyniósł mi zimowe buty, bo już mi nogi odmarzały - przyznała jedna z oczekujących w kolejce kobiet. - Jest ciężko, ale trzeba oddać głos - dodała.
O godzinie 21 zgodnie z procedurą na końcu kolejki pojawili się członkowie komisji, którzy zaznaczyli, kto jest ostatni. Ci, którzy dotarli przed lokal do 21, mogli oddać głos. Każdy z oczekujących przed wejściem otrzymał karteczkę ze stemplem.
Jak tłumaczyła w rozmowie z reporterką TVN24 wiceprzewodnicząca komisji, na Woli zorganizowano największą możliwą komisję wyborczą. Ponadto w ostatniej chwili dopisało się do niej bardzo dużo ludzi.
W komisji pracuje w sumie 13 osób.
"Liczy się każdy pojedynczy głos"
Po godzinie 22 kolejka utrzymywała się również w lokalu zorganizowanym w Szkole Podstawowej numer 1 w Sulejówku. Obserwował ją reporter TVN24 Jan Piotrowski. - Możemy powiedzieć, że w kolejce czeka jeszcze kilkadziesiąt najwytrwalszych wyborców i wyborczyń, którzy są tutaj od kilku godzin - opisał Piotrowski. Z rozmów, jakie przeprowadził z głosującymi tu osobami, wynika, że niektóre czekały nawet 2,5 godziny.
- Kampania wyborcza pokazała, że wszystkie partie, bez wyjątku, jedna na drugą mówiły bardzo dużo złych rzeczy. Ale wszystkie mówiły jedno, że liczy się każdy pojedynczy głos. Dlatego tutaj jestem - mówił w rozmowie z reporterem TVN24 zamykający kolejkę mężczyzna.
Jak zaznaczył Jan Piotrowski, również do tego lokalu konieczne było dowożenie kart wyborczych.
WYBORY PARLAMENTARNE. RELACJA W TVN24.PL >>>
Autorka/Autor: dg
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24