Uznany za głównego winowajcę żużlowej klapy na Narodowym Duńczyk Ole Olsen po raz pierwszy komentuje to, do czego zaszło w sobotę przy okazji GP Polski. - Ta krytyka nie jest sprawiedliwa - broni się na łamach duńskiego dziennika "Ekstrabladet" były mistrz świata, którego firma tak przygotowała tor, że żużlowcy bali się o swoje zdrowie, a zawody przedwcześnie zakończono.
Grand Prix miało być żużlowym świętem w Warszawie i pożegnaniem Tomasza Golloba z cyklem, ale od początku do końca było cyrkiem na kółkach. Zawiodła maszyna startująca i taśmę trzeba było zastąpić zielonym światłem, czego żużel na takim poziomie dawno nie widział. Do krachu doprowadził jednak stan toru, w którym robiły się dziura za dziurą i ze względu na obawy o zdrowie zawodników imprezę trzeba było odwołać po 12 biegach.Za farsę przeprosił Polski Związek Motorowy, ale przypomniał, że organizatorem GP Polski była angielska firma Benfield Sport International, która na konstruktora tymczasowego toru na Narodowym wybrała Olsena i jego fachowców ze Sport Speed.
Niesprawiedliwa krytyka
Wywołany do tablicy Duńczyk odpiera zarzuty i podkreśla, że nazywanie go jedynym winnym kompromitacji jest przesadą. - Nie, nie jestem za to odpowiedzialny. Tak samo jak sądzę, że krytyka, która na mnie spadła, nie jest sprawiedliwa - cytuje Olsena "Ekstrabladet". - Moim zadaniem było zbudowanie toru zgodnie z przepisami. W piątek nawierzchnia miała homologację, ale nie można było przeprowadzić treningu, tak więc przeniesiono go na sobotę, kiedy wszyscy już jeździli - przypomina Duńczyk.Olsen nie chce oceniać, czy zawody niepotrzebnie przerwano. - Nie jestem kompetentny, aby podważać decyzję sędziego. Ja w każdym razie zbudowałem tor na dwanaście biegów, ale w przeszłości widzieliśmy zawody z cyklu Grand Prix, podczas których wypadków było dużo więcej, a nie były przerywane - dziwi się szef Sport Speed.
Co z taśmą?
Jednocześnie żałuje, że doszło do awarii urządzenia startującego. - Robiliśmy wszystko, żeby taśmę naprawić i nie wiem, co poszło nie tak - skwitował. Po nieudanym GP Olsen wystawił rachunek na 1,5 mln zł, ale PZMot nie zamierza go płacić. Więcej - związek zastanawia się, czy nie iść do sądu, bo żąda od Duńczyka odszkodowania. Też w milionach, ale euro.
twis/sport.tvn24.pl