Były burmistrz Bielan Tomasz Mencina i jego zastępca Artur W. twierdzą, że zostali bezpodstawnie oskarżeni w sprawie budowy ścieżki rowerowej w parku Stawy Kellera, gdzie zginęła 16-letnia Magda. W połowie czerwca sąd rejonowy rozpatrzy wnioski o umorzenie postępowania. Jeśli odniesie się do nich przychylnie, na ławie oskarżonych zasiądą wyłącznie kierownik budowy i urzędnik odpowiedzialny za nadzór inwestorski.
Sprawa budowy ścieżki rowerowej w parku Stawy Kellera trafiła do sądu z powodu śmiertelnego wypadku z marca 2017 roku. Zginęła wtedy nastoletnia rolkarka Magda. Dziewczyna znalazła się na ścieżce, gdy ta była niedokończona. Nie miała też jeszcze formalnego statusu drogi rowerowej, bo projekt organizacji ruchu czekał na zatwierdzenie. Na jej obu końcach brakowało "włączeń", zamiast nich pozostawiono luźny pas ziemi, na którym rolkarka straciła równowagę i wpadła wprost pod koła nadjeżdżającego auta.
Zdaniem rodziców Magda nie odważyłaby się wejść na czekającą na poprawki alejkę, gdyby umieszczono przy niej zabezpieczenia i znaki ostrzegawcze.
"Oczywisty brak faktycznych podstaw oskarżenia"
Na początku roku prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko bielańskim urzędnikom. Śledczy uznali, że były burmistrz Bielan Tomasz Mencina (zgodził się na publikację nazwiska) nie zapewnił bezpiecznego użytkowania obiektu budowlanego oraz ponosi odpowiedzialność za nieutrzymanie obiektu budowlanego w stanie zapewniającym bezpieczeństwo użytkownikom. O "niezapewnienie bezpiecznego użytkowania obiektu budowlanego" został także oskarżony wiceburmistrz Bielan Artur W., który w czasie budowy ścieżki pełnił nadzór nad bielańskimi inwestycjami.
Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego dla Warszawy Żoliborza. Termin pierwszej rozprawy nie został jeszcze wyznaczony, bo obrońcy obu mężczyzn złożyli w odpowiedzi na akt oskarżenia wnioski o skierowanie sprawy na posiedzenie w celu umorzenie postępowania karnego.
Jak dowiadujemy się w sekcji prasowej Sądu Okręgowego w Warszawie, obrońca byłego burmistrza Bielan uznał we wniosku, że "czyny zarzucane oskarżonemu nie zawierają znamion czynu zabronionego". "Jako wniosek alternatywny obrońca sformułował żądanie skierowania sprawy na posiedzenie w celu umorzenia postępowania karnego wobec oskarżonego Tomasza M. z powodu oczywistego braku faktycznych podstaw oskarżenia" - przekazano naszej redakcji. Były burmistrz Bielan wyjaśniał, dlaczego uważa akt oskarżenia za bezpodstawny w oświadczeniu, które opublikowaliśmy w lutym. Na "oczywisty brak faktycznych podstaw oskarżenia" powołał się również we wniosku obrońca byłego wiceburmistrza Artura W.
Sąd rozpozna wnioski 15 czerwca 2021 roku. Jeżeli zostaną one odrzucone i ruszy proces, obu mężczyznom będzie groziła kara grzywny, ograniczenia wolności lub do roku więzienia.
"To zaprzecza elementarnej sprawiedliwości"
- To jest rozpaczliwa próba wyłgania się z odpowiedzialności. Każdy wyrok skazujący w sprawie karnej to koniec kariery w wymiarze służby cywilnej czy struktur samorządowych. Człowiek ma rzeczywiście dużo do stracenia, ale broniąc takiego stanu posiadania, nie widzi zupełnie tego, że nas pozbawił wszystkiego i to w sposób nieodwracalny - mówi Tomasz Kowalak, tata Magdy. - Tego rodzaju działanie - wypieranie i szukanie formalnych ścieżek, kruczków prawnych, żeby z tej odpowiedzialności się wymigać - jeszcze bardziej pogłębia naszą traumę po stracie. To zaprzecza elementarnej sprawiedliwości - dodaje.
Pan Tomasz ma w tej sprawie status oskarżyciela posiłkowego. - Nie zwrócimy życia Magdzie, ale dojście do prawdy i świadomości, że ta śmierć była spowodowana działaniem urzędników, a nie obiektywnie niezawinionym przez nikogo nieszczęśliwym wypadkiem, jest szansą na to, że ktoś inny nie zginie. To jest w tej chwili nasza główna motywacja, oprócz poczucia elementarnej sprawiedliwości. Wyciągnąć wnioski, żeby ochronić następnych. Natomiast próba ukręcenia sprawie głowy oznacza, że według urzędników warszawiacy będą nadal mogli w majestacie prawa ginąć na niebezpiecznych ścieżkach rowerowych - twierdzi.
Oskarżeni urzędnicy
Akt oskarżenia obejmuje łącznie cztery osoby. Na ławie oskarżonych zasiądzie bielański urzędnik pełniący nadzór inwestorski nad budową ścieżki Tomasz G. Prokuratura oskarża go o "odebranie zakończonych robót budowlanych ścieżki rowerowej w stanie pozostawiającym różniący się poziomem o 20 centymetrów pas niezabudowanej ziemi, między końcem ścieżki a pasem drogowym ulicy Gdańskiej, i niezabezpieczenie tak pozostawionej ścieżki, czym narażono użytkowników ścieżki, w tym Magdalenę Kowalak, na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Śledczy dopatrzyli się także nieprawidłowości w działaniu kierownika budowy Waldemara W., pracownika Zakładu Remontów i Konserwacji Dróg. Został oskarżony o "zakończenie robót budowlanych w sposób niezapewniający bezpieczeństwa użytkowania obiektu budowlanego, co mogło powodować zagrożenie osób będących użytkownikami ścieżki rowerowej oraz narażenia użytkowników ścieżki, w tym Magdaleny Kowalak na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia".
Tomaszowi G. oraz Waldemarowi W. grozi do trzech lat więzienia.
"Włączenia" pojawiły się po wypadku
- Ta ścieżka, w stanie z dnia wypadku, wyglądała jak wiadukt poprowadzony wypukłym łukiem nad torami i z jakiegoś powodu niedokończony, ale tak, że z uwagi na wypukłość terenu, z miejsca wjazdu jest to niewidoczne. Który wykonawca oraz inwestor zgodziłby się w takiej sytuacji podpisać protokół odbioru końcowego i pozostawić otwarty wjazd dla pojazdów oraz niezabezpieczoną krawędź, bez żadnego ostrzeżenia? - pyta Tomasz Kowalak.
Ścieżka jest dosyć stroma, bo znajduje się w parku położonym na Skarpie Wiślanej. Około 150-metrowy odcinek łączy położoną na górze ulicę Kolektorską z biegnącą dołem Gdańską. Budowa była realizacją projektu z budżetu obywatelskiego.
Od początku pojawiały się zastrzeżenia co do przebiegu trasy. Według pomysłodawcy "włączenie" ścieżki w Gdańską miało znajdować się nieco bliżej skrzyżowania z ulicą Hłaski. W tamtym miejscu ulica biegnie łukiem, więc kierowcy pokonują ją wolniej. Niewykluczone, że mogliby też łatwiej zauważyć zbliżającą się do krawędzi jezdni osobę. Audytorzy, którzy już po śmiertelnym wypadku sprawdzili to miejsce na zlecenie Biura Polityki Mobilności i Transportu w ratuszu, zalecali przeniesienie wlotu ścieżki w stronę wspomnianego skrzyżowania i korektę toru jazdy w taki sposób, by zmniejszyć nachylenie. Przebudowa nie została dotychczas wykonana.
Po wypadku ustaliliśmy, że bielańscy urzędnicy rozpoczęli budowę ścieżki mimo zastrzeżeń pełnomocnika prezydenta Warszawy do spraw komunikacji rowerowej i miejskiego inżyniera ruchu, który krytykował projekt włączenia jej w ulicę Gdańską. Z powodu uwag powstał aneks do umowy z Zakładem Remontów i Konserwacji Dróg, na mocy którego w grudniu 2016 roku wykonawca oddał ścieżkę bez obu "włączeń". Ich poprawiony projekt był już gotowy, gdy 31 marca 2017 roku doszło do wypadku. Nie zdążył jednak zostać zrealizowany.
Rodzice Magdy porównują działania urzędników do "zastawienia śmiertelnej pułapki". Ich zdaniem urzędnicy nie zadbali o bezpieczeństwo w trakcie realizacji inwestycji.
"Włączenia", znaki ostrzegawcze, progi zwalniające, znak zakazujący jazdy na rolkach i deskorolkach - to wszystko pojawiło się u zbiegu ścieżki i ulicy Gdańskiej dopiero po tragedii. Zdaniem policji, która dwukrotnie kontrolowała to miejsce po wypadku, ze względów bezpieczeństwa na ścieżce nie powinien być w ogóle dopuszczony ruch rowerów.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Jackowski / Zielone Mazowsze