Claudio Marchisio, Mario Balotelli, Antonio Candreva... Piękne zwycięstwo Włochów z Anglią w mistrzostwach świata miało wielu ojców. Trzech punktów jednak na pewno nie byłoby bez Andrei Pirlo. Jak to się dzieje, że 35-letni pomocnik z każdym kolejnym miesiącem ma coraz większy wpływ zarówno na grę Juventusu jak i na reprezentację Włoch?
Doprawdy trudno zrozumieć, czemu trzy lata temu AC Milan pozbył się go bez żalu, uważając, że w stolicy Lombardii już się "wypalił". Po dziesięciu latach spędzonych w Mediolanie przeniósł się do głównego (obok Interu) wroga - Juventusu. Od tamtego czasu, z każdym kolejnym miesiącem "Rossoneri" plują sobie coraz bardziej w brodę. Jemu zaś przeprowadzka wyszła tylko na dobre.
Pirlo jak wino
Do pełni szczęścia brakuje mu już tylko triumfu z Juventusem w Lidze Mistrzów. W ciągu trzech lat zdobył ze "Starą Damą" aż pięć tytułów, w tym trzy razy mistrzostwo Włoch. Co ciekawe, w ciągu dziesięciu lat gry na San Siro cieszył się z tego zaszczytnego tytułu ledwie dwa razy.
A co zrobił w tym czasie jego były klub? Pierwszy raz od 16 lat nie zakwalifikował się do europejskich pucharów. Ostatni sezon Serie A Milan zakończył na ósmym miejscu.
Pirlo ma zaś za sobą doskonałe rozgrywki. Turyńczycy zdobyli aż 102 punkty, bijąc nie tylko rekord ligi włoskiej (97 punktów Interu w sezonie 2006/07), lecz również czołowych lig europejskich. Kibice "Bianconerich" cieszą się na myśl, że przyjdzie im oglądać weterana przez kolejny sezon.
Pamiętne Euro
Piłkarz przeszedł metamorfozę także w reprezentacji. Prawdziwym popisem pomocnika był rozgrywany na polskich i ukraińskich boiskach turniej o mistrzostwo Europy w 2012 roku. Wyróżniał się w nim od samego początku.
Był mózgiem drużyny, pokazał, że bez niego gra Italii kuleje. To przez niego przechodziło większość podań, to on nadawał ton grze, zagrywał piłki co do centymetra, a na dodatek robił to z wielką precyzją i elegancją.
Majstersztykiem w jego wykonaniu był mecz półfinałowy z Niemcami. Jeszcze wcześniej, w ćwierćfinale z Anglią w serii "jedenastek" popisał się strzałem a'la Panenka, pokonując Joe Harta. Sporo kontrowersji wzbudził fakt, że to nie on sięgnął po nagrodę dla najlepszego piłkarza Euro. Został nim Hiszpan Andres Iniesta.
Kropka nad "i" w Brazylii?
Dwa lata później nie stracił swych walorów. Mało tego, w minionym sezonie 35-latek jeszcze bardziej udoskonalił choćby strzały z rzutów wolnych. Ileż to bramek padło po jego magicznych uderzeniach czy to w lidze włoskiej czy Lidze Europejskiej?
Wszystkie wymienione wyżej atrybuty "włoski architekt" pokazał w sobotnim meczu z Anglią. Zdecydowana większość piłek przechodziła właśnie przez niego.
Przy okazji mógł już w nim zostać rozstrzygnięty konkurs na najładniejszego gola turnieju w Brazylii. Piłka po jego "spadającym liściu" uderzyła jednak w poprzeczkę. Zza bramki jego strzał wyglądało na rykoszet. Magię pokazał też wcześniej, przepuszczając piłkę między nogami przy pierwszym golu Claudio Marchisio. A pomyśleć, że turniej dopiero się rozpoczął.
Autor: Łukasz Lasia / Źródło: sport.tvn24.pl