Sobota, 21 listopada W sobotę premier zapowiedział, że zamierza zmienić konstytucję jeszcze przed wyborami prezydenckimi. W odpowiedzi na to opozycja zawrzała. - Nie da się tego zrobić - dowodził Tadeusz Iwiński z SLD w programie "24 godziny" TVN24.
- W tej chaotycznej, rzuconej na łapu capu propozycji, są interesujące wątki - przyznaje, po czym jednak wylicza, co stoi na przeszkodzie ambitnym planom szefa rządu.
- Trzeba by było zmienić rozdział pierwszy i drugi konstytucji, co wymaga referendum. Od pierwszego czytania, do uchwalenia nie może minąć mniej, niż 60 dni. Później trzy podmioty mają 45 dni, by zwrócić się o referendum. Później 60 dni na same referendum. Czyli to jest praktycznie nierealistyczne.
"Ucieczka do przodu"
Mariusz Błaszczak z PiS przyznaje, że konstytucja z 1997 roku powinna być zmieniona, ale propozycja premiera Donalda Tuska jest jego zdaniem "ucieczką do przodu".
- Okazuje się, że te dwa lata zostały zmarnowane, jest zupełna klęska, więc rzucamy nowy temat - mówi.
Jarosław Gowin z PO przyznaje, że powinno się to uczynić. Ale zarzuty wobec rządów PO uznaje za nieuzasadnione. - To jest radykalne rozmijanie się z ocenami większości Polaków - przekonywał.
Odarci z demokracji
Propozycja premiera, którą przedstawił w sobotę na konferencji prasowej to przede wszystkim wzmocnienie władzy rządu. Co za tym idzie, osłabiona została by polityczna pozycja prezydenta. Nie byłoby więc potrzeby, by był on wybierany w wyborach powszechnych. To zadanie przypadłoby Zgromadzeniu Narodowemu.
- Ja byłem zwolennikiem tego, aby parlament wybierał prezydenta. Ale większość Polaków odbierze to jako uszczerbek w swoich prawach - powiedział Iwiński.
Posłowi SLD wtóruje Błaszczak: - Można odnieść wrażenie, że Polacy są okradani z demokracji.
Z tego problemu zdaje sobie sprawę poseł Gowin. - Ale dobrze, że pan premier rozpoczął dyskusję. Ja bym proponował, aby wystrzegać się w niej i propagandy sukcesu, co się czasami nam, politykom Platformy może przydarzać, i propagandy klęski - podsumował.