Czwartek, 13 maja - Największe nadzieje na wyjaśnienie przyczyn katastrofy pokładam w polskich prokuratorach - mówiła w "Rozmowie Rymanowskiego" córka tragicznie zmarłego pod Smoleńskiem Zbigniewa Wassermana Małgorzata. Jak dodała, można bowiem odnieść wrażenie, że niektóre czynności Rosjanie, wykonują w sposób "niestaranny".
Małgorzata Wassermann w "Rozmowie Rymanowskiego" w TVN24 powiedziała, że nie podpisałaby się pod listem rodzin kilkunastu ofiar katastrofy po Smoleńskiem, które apelowały w środę o nie mieszenia ich tragedii w kampanię prezydencką.
- Nie podpisałabym się pod tym listem. Ale rozumiem go. Każdy ma prawo przeżywać tragedię jak uważa. Ja chcę wiedzieć, co się stało. I dopóki mi starczy sił będę szukać odpowiedzi - zapowiedziała.
- My w swoim myśleniu kompletnie odrywamy się od polityki. Zadajemy sobie pytania, chcemy wiedzieć, co się stało. Cała otoczka polityczna jest poza nami. Będę zadawać pytania do samego końca - podkreśliła.
Dodała, że liczy na to, iż prokuratura zaproponuje jej i innym rodzinom ofiar jakąś formę współpracy. - Czekam na udostępnienie nam akt, liczymy, że prokuratura pozwoli nam się aktywnie włączyć w postępowanie - powiedziała. - Mam cały szereg wniosków w głowie. Pierwsze złożę być może w przyszłym tygodniu - podkreśliła.
"Za wcześnie na hipotezy"
M. Wasserman nie chciała snuć hipotez na temat przyczyn katastrofy. - Wierzę w dobrą wolę prokuratury. Rozumiem jako prawnik, że postępowanie ma charakter niejawny. Nie snuję hipotez, wiem, że zdecydowanie na to za wcześnie - powiedziała. Przyznała jednocześnie, że nieustannie myśli o tym, co się mogło stać. - Na jakiekolwiek wnioski jest jednak za wcześnie - oceniła.
Rosjanie...
W rozmowie z Bogdanem Rymanowskim zapewniła, że nie ma zastrzeżeń do strony rosyjskiej w kwestii organizacji przy identyfikacji zwłok, czy też przesyłania ciał do Polski. Niepokoją ją jednak niektóre aspekty działań Rosjan. - Ten początkowy chaos i dezinformacja nas pozytywnie nie nastawiły. Boli nas to, że teren był niezabezpieczony. Obawiam się, żeby to nie były błędy nie do naprawienia - powiedziała.
- To kwestia honoru polskiego państwa, byśmy się dowiedzieli, co się stało - podsumowała.
Wspomnienie ojca
Małgorzata Wassermann wspominała też ojca. - Jeszcze na tydzień przed katastrofą tata nie miał lecieć. W środę zadzwonił i poprosił nas o przesłanie mu paszportu dyplomatycznego - mówiła. Jak dodała, ostatni raz z ojcem widziała się w Wielkanoc. - Ostatnia rozmowa, jaką odbył z nami była przez telefon. Rozmawiał z mamą w piątek. Był wyjątkowo smutny. Mówił, że jest zmęczony - wspominała.
Jak mówiła, gdy z mediów dowiedziała się, że wszyscy zginęli, nie dzwoniła nawet do ojca. - Nie próbowałam dzwonić do taty. Wiedziałam, że tam był - powiedziała.
- Potem pojechałam do Moskwy. W Moskwie służby bardzo sprawnie się nami zajmowały. Na lotnisku odebrali nas przedstawiciele ambasady, byli z nami cały czas. Nie mam zastrzeżeń do Rosjan - powiedziała.
Z Moskwy przywiozła część rzeczy osobistych ojca. - Telefon, bilety, harmonogram wizyty... - wyliczała. - Telefon taty oddano mi wyłączony i jak go włączyliśmy okazało się, że nie ma żadnych połączeń z soboty rano - podkreśliła.