Zarząd SLD rekomenduje Grzegorza Napieralskiego na nowego szefa klubu Lewicy, a jego dotychczasowy przewodniczący Wojciech Olejniczak przekornie mówi, że to nic złego, bo tak naprawdę jest to mało ważne. - To, czy inne głosowanie wewnątrz partii jest mało istotne dla Polski i Polaków - mówił dumnie w "Magazynie 24 Godziny" TVN24.
Według byłego szefa SLD decyzja o tym, czy nadal będzie on pełnił funkcję szefa klubu parlamentarnego Lewicy nie jest szczególnie istotna, bo w polityce jest się przede wszystkim po to, "by zmieniać los ludzi". - I ja nadal będę to robił - deklarował odważnie w "Magazynie 24 Godziny".
Poseł Sojuszu kilka razy podkreślał, że niespecjalnie zmartwił go wynik głosowania podczas posiedzenia zarządu partii (za rekomendacją Napieralskiego było 10 osób, 9 było przeciwnych - red.), bo "on za nikim nie chodził i nie knuł". Pytany, "czy w takim razie za członkami zarządu chodził Grzegorz Napieralski?", były przewodniczący SLD odpowiedział: - W ogóle nie patrzę na to w takich kategoriach.
Program najważniejszy
Olejniczaka ewentualna zmiana na stanowisku szefa klubu Lewicy nie martwi. Dlaczego? Bo podchodzi do sprawy z dystansem i podkreśla, że "to, czy inne głosowanie wewnątrz partii jest dla Polski i Polaków mało istotne". Znacznie ważniejsze jest według posła realizowanie programu i wypracowanie wspólnego stanowiska lewicy w kluczowych kwestiach. Na przykład w sprawie wspólnej listy w wyborach do europarlamentu.
Ale w szczegóły, czyli w to, jakie nazwiska na tej liście mogłyby (bądź nie mogłyby) się znaleźć, Olejniczak wchodzić już nie chce. Jednak dopytywany, czy na takiej "wspólnej liście" powinno pojawić się nazwisko Leszka Millera, mówi: - Jestem dzisiaj w tak komfortowej sytuacji, że nie muszę odpowiadać na takie pytania, ale... Gdybym był na miejscu Napieralskiego to Leszkowi Millerowi powiedziałbym „nie”.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24