Nie wina pilotów, ale usterka elektroniki stała za awaryjnym lądowaniem Herculesa w Mazar Sharif w Afganistanie ponad rok temu. Uszkodzony został wtedy ogon i konstrukcja samolotu. TVN24 dotarł do raportu wojskowej komisji badającej ten wypadek.
Lądowanie polskiej załogi w lutym ubiegłego roku prawie zakończyło się katastrofą, ale nasze siły powietrzne mają powód do dumy.
Właśnie powstał raport wojskowej komisji, według którego główną przyczyną wypadku była awaria urządzeń amerykańskiej maszyny. Z informacji TVN24 wynika ze nastąpiła przerwa w zasilaniu większości urządzeń w kokpicie, w tym sztucznego horyzontu. Piloci w pewnej chwili po prostu lecieli "na ślepo".
W ostatniej chwili
Technicy mieli kilka minut by ręcznie wysunąć podwozie, a kiedy samolot wyszedł z chmur okazało się, że właściwie pikuje - załoga zawdzięcza życie temu, który wcześniej tak chwalił maszynę.
- Wspaniale się pilotuje bardzo manewrowy samolot, wielkie możliwości - zachwalał dwa lata temu ppłk Mieczysław Gaudyn.
Teraz na stałe. W częściach
Skoro taki dobry, to czemu się popsuł? Bo nie była to jedna z maszyn, które po gruntownym remoncie na stale bezpłatnie przekazano Polsce.
Herculesa pożyczono na rok z amerykańskiej bazy w Niemczech. Służył bez przerwy i to mogło być przyczyną usterki. Teraz dostaliśmy go na stałe, ale w kawałkach. Części zamienne są już w hangarze w Powidzu, wrak został w Afganistanie - na lotnisku służy do ćwiczeń miejscowej straży pożarnej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24