Bez słowa o ewentualnej dymisji, bez słowa o odpowiedzialności dyscyplinarnej szefa BOR - minister Jacek Cichocki lakonicznie i zdawkowo odpowiada prokuratorom na pismo, w którym wytknęli gen. Marianowi Janickiemu "poważne uchybienia" w związku z organizacją katyńskich wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Na dwóch stronach szef MSW ogranicza się do ogólnych stwierdzeń, że polecił wdrożyć odpowiednie zmiany.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga przesłała szefowi MSW "sygnalizację" dotyczącą zaniechań i błędów formacji gen. Janickiego - i jego samego - w lipcu. W piśmie, na kilkudziesięciu stronach, wymieniono uchybienia Biura i dowódcy, które pozwoliły na uwidocznienie "negatywnego obrazu pracy" BOR w związku z planowaniem, organizacją i zabezpieczeniem wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku w 2010 r.
Jak tłumaczyła wówczas rzecznik prokuratury Renata Mazur wykryte błędy nie pozwalały na postawienie szefowi BOR zarzutów, ponieważ "nie zostały wypełnione znamiona przestępstwa" (na przykład zamiar jego popełnienia). - Ale oprócz odpowiedzialności karnej jest odpowiedzialność służbowa, dyscyplinarna - tłumaczyła. Wymowa pisma prokuratorów była oczywista: wskazywali, że gen. Marian Janicki do takiej odpowiedzialności powinien zostać pociągnięty. Ale nie zostanie.
Minister uprzejmie "dziękuje"
Szef MSW odpowiedział prokuratorom po trzech tygodniach. O dymisji, czy jakimkolwiek postępowaniu dotyczącym dowódcy Biura Ochrony Rządu w piśmie nie wspomina. - Pan minister podziękował nam za przesłane uwagi i zapewnił, iż polecił wdrożenie zmian w zakresie, który wyszczególnił, oraz działań zmierzających do likwidacji uchybień wykazanych w raporcie NIK - mówi krótko prok. Mazur. Na czym dokładnie miałyby polegać te zmiany? Nie wiadomo.
Czy odpowiedź ministra, pod względem merytorycznym, usatysfakcjonowała prokuraturę? - Trudno na dwóch stronach wejść w szczegóły. Odpowiedź uzyskaliśmy, to wszystko, co mogę powiedzieć - odpowiada rzecznik praskiej prokuratury.
Rzecznik ministra w ogóle nie chce odnosić się do treści pisma. Nie odpowiada też, dlaczego nie znalazły się w nim bardziej konkretne informacje, albo wnioski wyciągnięte po lekturze pisma prokuratorów z Pragi. - Odpowiedź została wysłana, więcej nie mam nic do dodania w tej sprawie. Nie będziemy komentować zawartości pisma - ucina Małgorzata Woźniak.
Krytyka miażdżąca
Zdawkowa odpowiedź ministra i brak odniesień do osoby szefa BOR dziwi tym bardziej, że lista rażących zaniedbań gen. Janickiego, na które zwracał uwagę naczelnik Wydziału Śledczego praskiej prokuratury prok. Józef Gacek, była bardzo długa. W opinii oskarżycieli generał "nie znał nałożonych na niego obowiązków i nie realizował ich", co zostało uznane za "niedopuszczalne".
Jako "zupełnie dyskwalifikujący" prokurator ocenił z kolei "brak właściwego kierownictwa ze strony szefa BOR nad podległymi funkcjonariuszami, przejawiający się choćby w niezapewnieniu sobie dostępu do najistotniejszych informacji, co eliminowało go z podejmowania decyzji w zakresie realizacji podstawowych zadań BOR."
W wewnętrznym zarządzeniu z 2009 r. gen. Janicki zastrzegł, że "osobiście" będzie nadzorował czynności związane z ochroną prezydenta i premiera a wedłuch ustaleń prokuratury - poza jednym meldunkiem - "nie zapoznał się z żadnym dokumentem" dotyczącym kwietniowych wylotów do Smoleńska. Już po katastrofie - podczas przesłuchań - szef BOR przyznawał, że nie miał pojęcia o istnieniu na pokładzie TU-154 telefonu satlitarnego. Nie znał też numerów telefonów komórkowych premiera ani prezydenta.
"Zupełnie zignorował swoje obowiązki" - oceniał ostro prokurator w piśmie do szefa MSW. I dodawał: "(Janicki - red.) nie chciał się w jakikolwiek sposób angażować w wyjaśnienie możliwości czy jej braku lądowania samolotu specjalnego na tym lotnisku", "nie interesował się przygotowaniem wizyt".
Autor: Łukasz Orłowski/fac / Źródło: tvn24.pl