Przed rozpoczynającym się szczytem Unii Europejskiej w Brukseli przedstawiciele Europy Środkowej i Wschodniej być może ustalą wspólne stanowisko w sprawie tzw. kwot klimatycznych. Premier Donald Tusk będzie przekonywał partnerów w regionie do wsparcia polskiego stanowiska.
Polska chce, by przyjęty na szczycie mandat konkretnie określał kwoty, jakie poszczególne kraje członkowskie mają płacić na działania związane z ochroną klimatu. Komisja Europejska szacuje, że cała unijna składka miałaby sięgnąć od 2 do 15 mld euro.
Polski rząd uważa, że kluczem do wyliczenia zobowiązań poszczególnych krajów członkowskich powinien być poziom płatności na zewnętrzne zobowiązania Unii, co oznacza kwotę pomiędzy tą, jaką się płaci na pomoc rozwojową, a tym, jaki jest udział polskiego PKB w PKB Unii Europejskiej.
Chodzi o kwoty rzędu 200-300 milionów euro rocznie. Gdyby UE zobowiązała się płacić 8 miliardów euro, polski wkład wyniósłby 231 milionów euro rocznie. Ten wariant Polska wspiera.
Konsultacje z regionem
Premier Donald Tusk zapowiadał już, że dla niego kluczowe jest, by mandat precyzyjnie ustalał, "kto i jakie ciężary musi ponieść". - Precyzyjnie jakie, czyli wyliczone w gotówce - mówił szef rządu dodając, że Polska ma w tej sprawie "twarde stanowisko".
Po wylądowaniu w Brukseli powiedział, że ma nadzieję, iż państwa Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy, Słowacja) podzielają pogląd Warszawy. Przed szczytem Tusk spotka się nie tylko z przedstawicielami Pragi, Bratysławy i Budapesztu, ale też Bułgarii, Rumunii, Łotwy, Litwy i Słowenii.
Podobny do polskiego pogląd na sprawy klimatyczne mają też Cypr i Malta.
Będzie weto?
Pytany, czy Polska jest w stanie zawetować mandat unijny, jeśli nie będzie w nim konkretnego podziału obciążeń finansowych związanych z ochroną klimatu pomiędzy poszczególne kraje członkowskie UE, premier nie odpowiedział wprost.
Źródła zbliżone do polskiego rządu nie wykluczają jednak, że takie weto może paść.
Dobra teka dla polskiego komisarza
Niewykluczone, że podczas szczytu szef Komisji Jose Barroso przedstawi w Brukseli wstępny skład nowej KE.Polskim kandydatem na komisarza jest Janusz Lewandowski, a rządowi najbardziej zależy na tym, aby objął tekę budżetową. Oprócz tego unijni przywódcy będą rozmawiać o obsadzeniu stanowisk przewodniczącego Rady Europejskiej i wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej, przez niektórych nazywanymi prezydentem Unii Europejskiej i unijnym ministrem spraw zagranicznych.
Kto na "prezydenta" UE i unijnego MSZ?
Wśród kandydatów na przewodniczącego RE wymienia się byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira, premiera Holandii Jana Petera Balkenende, premiera Luksemburga Jean-Claude'a Junckera, byłego premiera Finlandii Paavo Lipponena i byłą prezydent Irlandii Mary Robinson.
Dotychczas faworytem był Blair, ale jego szanse powoli maleją. Główne zarzuty wobec byłego premiera Wielkiej Brytanii to między innymi zbyt silna osobowość. Warszawa obawia się na przykład, że mocna pozycja przewodniczącego zdominuje rolę premiera z państwa sprawującego rotacyjne przewodnictwo, które Polsce przypada w drugiej połowie 2011 roku.
Z kolei wśród kandydatów na stanowisko wysokiego przedstawiciela polityki zagranicznej UE pojawiają się nazwiska szefa dyplomacji Wielkiej Brytanii Davida Milibanda, Szwecji - Carla Bildta, byłego sekretarza NATO Jaapa de Hoop Scheffera i fińskiego komisarza ds. rozszerzenia Olli Rehna.
Czeski hamulcowy
Jednak formalne decyzje personalne będą musiały poczekać, bo wciąż nie zakończyła się ratyfikacja Traktatu z Lizbony. A nie zakończyła, bo nie ma pod nią wciąż podpisu czeskiego prezydenta Vaclawa Klausa. Ten chce, by Czechy zostały wyłączone z obowiązywania Karty Praw Podstawowych, co ma wyeliminować groźbę roszczeń ze strony wysiedlonych z Czech po 1945 roku Niemców.
To roszczenie oraz czekanie na decyzję czeskiego Trybunału Konstytucyjnego to formalne powody, dla których Klaus nie ratyfikował Traktatu. Jednak nie jest tajemnicą, że eurosceptyczny prezydent nie jest jego zwolennikiem i dotychczasowe naciski unijnych przywódców, by zmienił zdanie i podpisał dokument, nie przyniosły efektu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24