Radziłem mu, żeby nie zjeżdżał na prawą stronę, tylko trzymał się środka drogi. I uważał na wzniesieniach - tak w TVN24 łamiącym się głosem opowiadał o przyczynach wypadku polskiego autokaru w Serbii drugi kierowca Zdzisław Kucharczyk. Jak powiedział, po wypadku nikt nie zaoferował mu pomocy.
Kierowca potwierdził wcześniejsze doniesienia mediów, że jego kolega który prowadził w momencie wypadku, nie kierował wcześniej piętrowymi autobusami.
- Był doświadczonym kierowcą. Nie kierował jednak piętrowymi autobusami. Radziłem mu wcześniej, żeby nie zjeżdżał na prawą stronę, tylko trzymał się środka drogi. I uważał na wzniesieniach, bo autobus był bardzo ciężki, ważył 24 tony - mówił.
Momentu wypadku dobrze nie pamięta, bo - jak mówił - spał. Tuż przed tym, jak doszło do tragedii, przebudził się i zobaczył świecące się w autobusie światła. - Poprosiłem pana Andrzeja (kierowcę – red.), żeby je zgasił. Nie wiem, czy się zapatrzył, z relacji pilota wynika, że się obejrzał w drugą stronę i wtedy ściągnęło go na bok – opowiadał Kucharczyk.
Potem - jak mówił - były już tylko sygnały karetek pogotowia i straży pożarnej. - Pomagali nam różni ludzie - powiedział Kucharczyk.
Dodał że z kierowcą, który prowadził autobus, zamienił po wypadku tylko kilka słów. - Jest załamany. Powiedziałem mu, żeby się trzymał - powiedział Kucharczyk.
On sam - jak podkreślił - również jest w trudniej sytuacji, gdyż nikt nie zaoferował mu pomocy psychologa. - Muszę sobie sam z tym jakoś radzić - dodał.
Jeszcze w poniedziałek Kucharczyk zostanie przesłuchiwany w prokuraturze w Bielsku-Białej jako świadek. Śledczy wszczęli postępowanie w sprawie wypadku.
Właściciel autobusu nie ma sobie nic do zarzucenia
Szef firmy przewozowej „Moana” z Rudy Śląskiej, do której należał rozbity w Serbii autokar, jest przekonany że ani brak ważnych badań technicznych pojazdu, ani brak doświadczenia kierowcy nie były przyczynami wypadku.
- Kierowca był doświadczony, miał wieloletni staż w zawodzie. Prowadził różne samochody i autobusy, także większe od tego, który uległ wypadkowi, np. przegubowymi – powiedział Józef Rzepka. Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi drugiego kierowcy autobusu.
Rzepka nie widzi również związku między wypadkiem a faktem, że termin ważności badań technicznych autokaru upłynął 9 lipca, czyli dwa dni przed katastrofą. Tego samego zdania jest serbska policja – stwierdził. I dodał, że na fakt upływu terminu badań technicznych policja powinna zwrócić uwagę podczas kontroli pojazdu przed wyjazdem.
Policja odpiera zarzuty szefa firmy przewozowej. - W dniu kontroli autokaru, czyli 30 czerwca, badania techniczne były ważne. Funkcjonariusz nie mógł zakładać z góry, że właściciel pojazdu nie wywiąże się z obowiązku przeprowadzenia kolejnych badań - powiedział nadkomisarz Piotr Bieniak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Będą zasiłki dla ofiar
Po południu Kompania Węglowa uruchomiła specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze na rzecz poszkodowanych w wypadku i rodzin ofiar.
To rachunek w katowickim oddziale banku PKO BP SA nr 67 1020 2313 0000 3402 0118 8291.
W czwartek do kraju przetransportowane będą zwłoki sześciorga ofiar katastrofy. W organizacji pogrzebów rodzinom pomoże Kompania Węglowa – poinformowały służby wojewody śląskiego.
Rodziny mają również otrzymać wsparcie finansowe ze strony Kompanii Węglowej. Zapomogi w wysokości od 2 do 5 tys. zł. ma też od środy wypłacać Caritas.
Wojewoda śląski zwrócił się też resortu pracy, by - podobnie jak po ubiegłorocznym wypadku autokaru we Francji – ministerstwo opracowało oddzielny program pomocy poszkodowanym i ich rodzinom (zgodnie z przepisami można wypłacić im jedynie tzw. zasiłek celowy).
Poszkodowani opuszczają szpital
Stan małych pacjentów, którzy w sobotę zostali przywiezieni do śląskich szpitali rządowym samolotem, poprawił się na tyle, że mogą wyjść do domu. - Od rana przyjeżdżają ich rodzice. Stan dzieci jest ogólnie dobry. To grupa, która w wypadku odniosła lekkie obrażenia. Oczekujemy teraz kolejnych dzieci, których przetransportowanie z Serbii nie było dotąd możliwe ze względu na ich poważny stan – powiedziała dyrektor Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach-Ligocie dr Ewa Emich-Widera.
Dodała, że w GCZD pozostanie tylko jeden chłopiec ze złamaną kością miednicy. Jeśli postępy w jego leczenia będą zadowalające, być może zostanie wypisany do domu w przyszłym tygodniu.
Sosnowiecki szpital, w którym byli leczeni dorośli poszkodowani, opuściło w poniedziałek czworo pacjentów. Po południu być może wróci do domów dwoje kolejnych. Trzy lub cztery osoby najprawdopodobniej zostaną wypisane we wtorek bądź środę. Podobna liczba pozostanie na razie pod opieką lekarzy.
Nie ma na razie informacji, na temat ewentualnych wypisów z serbskich szpitali. Tamtejsi lekarze zapowiedzieli, że wydadzą w tej sprawie komunikat.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24