Polska trwa w żałobie narodowej, dziesiątki tysięcy Polaków towarzyszyły trumnie z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mimo tej atmosfery wciąż pojawiają się głosy szukające powodów katastrofy pod Smoleńskiem. Pilot i były szef oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych płk. Piotr Łukasiewicz na łamach dziennika "Polska" twierdzi, że znając warunki atmosferyczne na lotnisku w Smoleńsku samolot nie powinien był w ogóle wylatywać z Warszawy.
- Doszukując się przyczyn tej tragedii, ja osobiście sięgnąłbym do momentu planowania wylotu i podejmowania decyzji o wylocie - mówi płk. Łukasiewicz w wywiadzie dla dziennika "Polska The Times". Zdaniem pułkownika, jeśli w ogóle można mówić o błędzie, to należy go szukać w Warszawie. - Nie uwzględniono wariantu zakładającego, że nie można będzie lądować w Smoleńsku - zwraca uwagę Łukasiewicz.
Doszukując się przyczyn tej tragedii, ja osobiście sięgnąłbym do momentu planowania wylotu i podejmowania decyzji o jego wylocie Płk Piotr Łukasiewicz
Nie uwzględniono wariantu zakładającego, że nie można będzie lądować w Smoleńsku Płk Piotr Łukasiewicz
Załoga odczuwała potężną presję ze względu na konieczność wykonania zadania Płk Piotr Łukasiewicz
Jego zdaniem, jeśli przed wylotem wiedziano o złych warunkach, jakie panowały w Smoleńsku, to należało rozważyć rozwiązania alternatywne. Takim Planem B mogło być lądowanie w Mińsku lub w Moskwie i zorganizowanie stamtąd transportu na miejscu uroczystości. Taka operacja wymagałby jednak wcześniejszych przygotowań. Innym rozwiązaniem mogłoby być opóźnienie wylotu w oczekiwaniu na poprawę pogody na lotnisku docelowym. - W okolicach południa, gdy pokazywano zdjęcia z miejsca katastrofy, nad Smoleńskiem było niebieskie niebo i świeciło słońce - zauważa Łukasiewicz.
- Sądzę, że zabrakło wszechstronnej koordynacji i popełniono błędy w zarządzaniu ryzykiem - mówi Łukasiewicz
Ich tam nie powinno być
- Jeżeli w Smoleńsku była mgła ograniczająca widoczność do 500 metrów, to ten wylot nie powinien się odbyć - kategorycznie stwierdza Łukasiewicz. Jego zdaniem przy takim wyposażeniu, jakim dysponuje lotnisko w Smoleńsku, samolot mógłby lądować z zachowaniem zasad bezpieczeństwa przy podstawie chmur nie mniejszej niż 300 metrów i widzialności nie mniejszej niż 5 kilometrów.
- Osobiście uważam, że podstawa chmur 200 metrów i widzialność 3 kilometry to warunki atmosferyczne, poniżej których lądowanie samolotu w Smoleńsku nie powinno w ogóle być rozważane - stwierdza Łukasiewicz.
- Ich tam po prostu w ogóle nie powinno być - podsumowuje pułkownik.
Przyczyny katastrofy
Szukając bezpośrednich przyczyn katastrofy Łukasiewicz nie wierzy w usterkę techniczną maszyny. W maszynie Tu-154 na pokładzie są trzy wysokościomierze ciśnieniowe i jeden radiowysokościomierz, który włącza sygnał dźwiękowy, gdy samolot znajduje się na niebezpiecznej wysokości.
- Być może w końcowej fazie lotu piloci przenieśli wzrok z tablicy przyrządów i próbowali szukać ziemi, wypatrzyć pas, dopuszczając do mimowolnego zniżenia samolotu i zderzenia z ziemią - docieka pułkownik.
Piloci odczuwali presję
Płk. Łukasiewicz dystansuje się od pojawiających się hipotez o naciskach ze strony pasażerów na lądowanie za wszelką cenę w Smoleńsku. - Osobiście nie wierzę, że mogłyby być jakieś naciski czy sugestie wyrażane w kabinie pilotów - mówi.
- Ale z całą pewnością wiemy jedno - zauważa Łukasiewicz - załoga odczuwała potężną presję ze względu na konieczność wykonania zadania. Jego zdaniem sama świadomość zarówno wagi uroczystości, jak i delegacji, jaką wieźli na pokładzie, mogła zadecydować o tym, że chcieli za wszelką cenę na czas wylądować w Smoleńsku.
Zarządzać ryzykiem
Odnosząc się do podnoszonego często zarzutu znalezienia się zbyt wielu ważnych osób na pokładzie, Łukasiewicz zwraca uwagę, że w dużych korporacjach zasadą jest, że dwóch członków zarządu nie może lecieć tym samym samolotem. Jego zdaniem w instytucjach państwa i strukturach wojskowych ten temat jest w powijakach.
- W jednym samolocie nie mogą lecieć najważniejsi dowódcy naszej armii, nie mówiąc o takiej liczbie znaczących polityków i głowie państwa - podsumowuje Łukasiewicz.
Źródło: Polska The Times