Barbara Kudrycka odwołała kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim, bo zażądał tego premier. - Czasem na zło chcemy zareagować nadgorliwością i wtedy niektórzy urzędnicy błądzą. To był błąd - tak o decyzji minister nauki, która jeszcze w czwartek chciała kontrolować wydział historii UJ, mówił w sobotę Donald Tusk. - To dobra wiadomość - komentuje Jarosław Kaczyński. Ale nie dla Kudryckiej. PiS oczekuje jej odwołania.
- Rektor UJ przekazał mi informację, że są prowadzone działania naprawiające zaistniały stan rzeczy, czyli problem między wolnością a rzetelnością badań. I wierzę, że to wystarczy – argumentowała w TVN24 wycofanie swojej prośby o przeprowadzenie kontroli na UJ minister Kudrycka. Zaznaczyła jednak, że nadal ma wątpliwości co do metodologii badań (w pracy magisterskiej Pawła Zyzaka – red.). - Jednak środowisko naukowe powinno być autonomiczne i rozwiązać ten problem - podkreśliła.
Minister nauki pytana, czy to premier Donald Tusk namówił ją do wycofania kontroli na UJ, stwierdziła jedynie: - Wczoraj rozmawiałam z panem premierem, który podkreślał konieczność wolności badań. Rozumie to jako historyk. Ja również uważam, że wolność badań jest szczególnie cenna. W momencie, kiedy otrzymałam informację od rektora UJ uznałam, że rzeczywiście interwencja organu państwa nie jest potrzebna.
Premier kategoryczny
Ale sam szef rządu o sprawie mówił już mniej zawile. - Zwróciłem się do minister Kudryckiej z kategorycznym oczekiwaniem podjęcia takiej decyzji (odwołania kontroli - red.). Była ona autorskim pomysłem minister. Nie akceptuję takich pomysłów i dlatego poprosiłem ją żeby się z niego wycofała - tłumaczył Donald Tusk dziennikarzom. Decyzję minister nauki nazwał "błędem". - Czasem na zło chcemy zareagować nadgorliwością i wtedy niektórzy urzędnicy błądzą. To był błąd - podkreślił.
Z wycofania się z pomysłu przeprowadzenia kontroli na UJ zadowolone jest PiS, które wcześniej bardzo ostro skrytykowało minister. - To dobra wiadomość - ocenił Jarosław Kaczyński. Dobra dla "wolności słowa", ale nie dla samej Kudryckiej. Szef PiS zaznaczył bowiem, że "złamała ona konstytucję" i powinny być wobec niej "wyciągnięte wnioski". Jakie? - Ministrem nie może być osoba, która nie rozumie wolności nauki, nie rozumie tego pojęcia, i która nie zna konstytucji. Oczekujemy odwołania pani Kudryckiej, po tego rodzaju niebywałym w państwie demokratycznym wyczynie - oświadczył były premier.
"Nie nam wyrokować"
Kontrola na UJ miała być podjęta "w związku z nieprawidłowościami metodologicznymi w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy magisterskiej pana Pawła Zyzaka na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego ujawnionymi w artykułach prasowych i szerokiej debacie publicznej". Przy okazji sprawdzone miały zostać też inne prace magisterskie, które powstawały w ostatnim czasie na wydziale. - Państwowa Komisja Akredytacyjna zbada je i oceni. Nie nam wyrokować, czy dochodziło tam do nieprawidłowości - mówiła jeszcze w czwartek minister Kudrycka.
Bardzo spokojnie o idei przeprowadzenia kontroli mówiły od samego początku władze uczelni. - Każdą kontrolę przyjmujemy jak przyjaciół. Rozumiem, że chodzi o sprawdzenie czy nie popełniliśmy błędów. Pani minister jeśli ma wątpliwości, ma prawo je wyjaśnić - podkreślał rektor uczelni Prof. Karol Musioł. Decyzję Kudryckiej skrytykowało za to PiS. - To jest decyzja wręcz skandaliczna. Mamy w Polsce dzisiaj do czynienia z sytuacją zagrożenia wolności nauki i słowa - komentował na gorąco były premier Jarosław Kaczyński.
Paweł Zyzak w swojej książce "Lech Wałęsa. Idea i historia" (opartej na jego pracy magisterskiej, obronionej w czerwcu 2008 roku na UJ) napisał m.in., że b. przywódca Solidarności w młodości miał nieślubne dziecko i był agentem SB. Po jej publikacji Wałęsa zapowiedział, że jeśli instytucje państwowe ostatecznie nie wyjaśnią zarzutów o jego agenturalne związki z SB, zrezygnuje z udziału w uroczystościach rocznicowych, odda nagrody, a nawet wyjedzie z kraju.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24