W poniedziałek związkowcy ze Stoczni Gdańskiej zdecydują, czy poskarżą się do prokuratury na policjantów, którzy uspokajali ich przy pomocy żelu pieprzowego. Ich zdaniem reakcja funkcjonariuszy była skandaliczna, bo protestujący nie chcieli ruszyć pod Pałac Kultury, tylko "troszeczkę potrząsnąć barierkami". - Powołałem specjalną komisję, która da pełną ocenę sytuacji - ujawnił tymczasem w programie "24 godziny" szef policji gen. Andrzej Matejuk.
Komendant główny policji nie ma jednak wątpliwości, że funkcjonariusze, którzy nie chcieli dopuścić by protestujący stoczniowcy przedarli się pod Pałac Kultury i Nauki (w Sali Kongresowej odbywał się kongres Europejskiej Partii Ludowej), zachowali się właściwie. Zdaniem generała policjanci mieli prawo użyć żelu pieprzowego, bo protestujący sami sprowokowali całą sytuację i jako pierwsi zaczęli rzucać w kierunku funkcjonariuszy patardy i ostro zakończone drzewce ze sztandarów.
- Z relacji świadków oraz z zapisu monitoringu wynika, że działania policji były adekwatne do zagrożenia. Na samym początku wszystko przebiegało normalnie. Funkcjonariusze ubrani byli w normalne mundury, dopiero później pojawili się policjanci w kaskach i z tarczami. Mieli prawo nie dopuścić do tego, żeby związkowcy przedarli się na teren chroniony - argumentował szef policji.
Policja zabezpieczyła pojemniki
Matejuk ujawnił jednak, że aby formalności stało się zadość, powołana została już specjalna komisja, która "da pełną ocenę sytuacji" - Wnioski będą znane już na początku przyszłego tygodnia - zapewnił komendant. Powtórzył, że ze strony policji nie było żadnej prowokacji, a funkcjonariusze wzywali wielokrotnie protestujących do zachowania spokoju.
Szef policji wydał jeszcze jedno polecenie: kazał zabezpieczyć wszystkie pojemniki z żelem, które zostały zużyte podczas akcji. - Śledczy zbadają, czy użyty żel mógł wywołać większe zagrożenie, niż jest to wskazane w instrukcji - wyjaśnił komendant. Jak zaznaczył użyty żel to "jeden z najłagodniejszych środków przymusu bezpośredniego, łagodniejszy niż gaz łzawiący. - Miał wszystkie atesty. Nie wywołuje żadnego zagrożenia dla życia lub zdrowia. Ale studzi emocje - dodawał.
Związkowcy nie chcą badań Wiedzą swoje
- My nie potrzebujemy tego badać - odpowiadał Matejukowi Roman Kuziński, wiceprzewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" w Gdańsku, który był pod PKiN. - Dziś następna osoba została hospitalizowana, kolejni moi koledzy chodzą do lekarzy pierwszego kontaktu - argumentował wzburzony.
Kuziński zarzucił komendantowi, że nie wie o czym mówi, gdy przekonuje o agresji protestujących. - Widać, że nie był pan na miejscu i dlatego nie wie, co się tam działo. Fizyczną niemożliwością było sforsowanie tych barierek. (...) Nigdzie do niczego (w kierunku PKiN) nie ruszyliśmy. Troszeczkę tylko nimi (barierkami) potrząsaliśmy - przekonywał.
Na "potrząsanie" policja odpowiedziała jego zdaniem najgorzej jak mogła - niepotrzebną agresją, a funkcjonariusze dopuścili się przy okazji "wielu nieprawidłowości". - Drugie uderzenie policji tymi środkami chemicznymi nastąpiło po komunikacie wewnętrznym żeby wracać do autokarów. (...) Na dzień dzisiejszy nasze biura prawne analizują całą tę sytuację. Z zebranej dokumentacji wynika, że policja dopuściła się wielu nieprawidłowości i w poniedziałek będziemy się zastanawiali, czy nie złożyć zawiadomienia do prokuratury - podsumował stoczniowiec.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24