Pięciu milionów złotych odszkodowania za prawie 1,5 roku niesłusznego aresztowania domaga się Paweł Guz, który był podejrzany o zabójstwo swego kolegi. Przed Sądem Okręgowym w Lublinie we wtorek rozpoczął się proces w tej sprawie. - To, co mnie spotkało, nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością - powiedział Guz. We wtorek sąd odroczył rozpoznanie sprawy do 5 kwietnia.
Paweł Guz został zatrzymany i aresztowany w lipcu 2007 r. pod zarzutem zabójstwa Pawła M. W areszcie przybywał przez około 17 miesięcy. W grudniu 2008 r. został zwolniony, a następnie prokuratura umorzyła wobec niego postępowanie.
Relacja przez łzy
Przed sądem ze łzami w oczach relacjonował przebieg aresztowania. Mówił, że od początku utrzymywał, iż jest niewinny, odpowiadał na wszystkie pytania policji i prokuratury, ale kiedy trafiał do aresztu i okres tymczasowego aresztowania był systematycznie przedłużany, czuł się bezradny i tracił zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Uważa, że prokuratura nie miała dowodów na jego winę i miał wrażenie, że jest przetrzymywany w areszcie tylko po to, aby właśnie te dowody znaleźć.
Guz powiedział, że w areszcie był prześladowany przez współwięźniów - został pobity, wskutek czego miał złamaną nogę. Nie chciał jednak wskazać sprawców pobicia, ani ujawniać okoliczności tego zdarzenia. Podkreślał, że pobyt w areszcie spowodował, iż podupadł na zdrowiu, musiał podjąć terapię u psychologa i psychiatry, ma też dolegliwości kardiologiczne.
Co stracił
W czasie, gdy przebywał w areszcie, nie mógł prowadzić swojej firmy budowlanej, którą założył w 2006 r. Nie potrafił określić przed sądem, jakie firma miała obroty, tłumaczył, że była to początkowa faza jej działalności. Jego zdaniem, w czasie, gdy był aresztowany, nastąpił okres boomu budowlanego i mógł wiele zarobić. Dodał, że w okresie jego aresztowania uniemożliwiono mu w odpowiednim momencie wycofanie z giełdy oszczędności, jakie na niej ulokował, skutkiem czego większość tych oszczędności stracił.
Szczegółowe wyliczenia wraz z odpowiednią dokumentacją poświadczającą dochody i obroty firmy, prowadzonej przez Guza, mają być dołączone do akt sprawy przez jego pełnomocnika. Działalność firmy została zawieszona w 2010 r. Obecnie Guz nie pracuje, utrzymuje się z oszczędności.
Morderca
Guz przypomniał, że w mediach przedstawiano go jako mordercę i zwyrodnialca. Jak mówił, to spowodowało, że do dziś - mimo iż jest niewinny - spotyka się z niechęcią i agresją ze strony wielu osób, nawet wśród bliskich; dochodzą do niego słuchy o groźbach wygłaszanych pod jego adresem, czy o podejrzeniach, że sobie "kupił" wolność. - Wciąż muszę żyć z tym piętnem mordercy - zaznaczył. Dodał, że na skutek aresztowania pogorszyły się jego relacje z bliskimi, stracił też dziewczynę, z którą planował swoją przyszłość.
O zamordowanie Pawła M. początkowo podejrzani byli trzej mężczyźni, w tym Guz. Ostatecznie o to przestępstwo prokuratura oskarżyła jednego - Krzysztofa P.
Brutalna zbrodnia
Do zbrodni doszło w lipcu 2007 r. Paweł M. został zabity kilkoma uderzeniami blacharskiego młotka w głowę, w warsztacie w Pałecznicy pod Lubartowem (Lubelskie). Jego ciało wywieziono i zakopano w lesie. Oskarżony o morderstwo Krzysztof P. był pracownikiem i bliskim kolegą zabitego. Ofiara, 28-letni inżynier elektronik Paweł M., zatrudniał go w swoim warsztacie. Zajmowali się m.in. instalowaniem i naprawianiem alarmów samochodowych oraz innych urządzeń elektronicznych. Oskarżony był traktowany jak członek rodziny ofiary, bywał w domu zabitego.
Krzysztof P. nie przyznał się do winy. Sąd Okręgowy skazał go na dożywocie, ale sąd apelacyjny uchylił ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. W styczniu Sąd Okręgowy wymierzył mu karę 25 lat więzienia. Wyrok ten jest nieprawomocny.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24