Nie będą korzystać z polskich wodociągów, kanalizacji ani źródeł energii. Amerykanie zaszyją się w bazie w Redzikowie, gdzie staną elementy tarczy antyrakietowej. - Nie będzie wysiedleń. Ale będą ograniczenia. W promieniu 300 metrów od wyrzutni, będzie strefa porośnięta trawą. Nikt nie będzie mógł tam chodzić. Zbudujemy też ogrodzenia. Będą trzymały ludzi z dala od instalacji - wyjaśnia w rozmowie z "Dziennikiem" generał Patrick O'Reilly.
Amerykański generał podkreślił, że wciąż jest wiele szczegółów, które strona amerykańska chce negocjować z lokalnymi, polskimi władzami. - To takie detale, jak zasady użycia gruntów, wymogi bezpieczeństwa, ograniczenia dotyczące bezpieczeństwa w tamtym rejonie - wyjaśnia O'Reilly, który od 22 listopada będzie dyrektorem amerykańskiej Agencji Obrony Rakietowej (obecnie jest jej wiceszefem).
Musi być absolutnie bezpiecznie
Wyjaśnia też, jak będzie wyglądała infrastruktura bazy, na terenie której zostaną rozmieszczone wyrzutnie rakiet: - Wszystkie instalacje, których będziemy używać, zbudujemy sami. Baza to mały obszar. Jest tylko trochę większy niż boisko do gry w piłkę nożną - mówi wojskowy. I dodaje: - Zamierzamy postawić własne agregaty, produkujące energię. Musimy mieć niezależne źródła energii, systemy zapasowe, żeby zepewnić absolutne bezpieczeństwo. Chcemy być pewni, że one są niezawodne.
"Żeby nas zaakceptowali"
Pewne rzeczy Amerykanie chcą jednak robić wspólnie z Polakami: - Możemy np. przeciągnąć do Redzikowa dodatkowe linie energetyczne, z których lokalna społeczność także będzie mogła korzystać - wyjaśnia O'Reilly. - Zamiast jakiejś drogi możemy wybudować np. jedną większą albo trzy inne, po to, by lokalna społeczność mogła ich używać. Będzie to więc dla niej korzystne. (...) Naszym pragnieniem jest nie tylko posiadanie bazy z rakietami przechwytującymi. Dla nas jest także ważne, aby baza była zaakceptowana przez społeczność lokalną - dodał.
"To będzie cicha baza"
Generał rozwiewa też inne wątpliwości: - Nie będziemy tu przeprowadzać testów - mówi. - Baza może być użyta tylko w jednej sytuacji: gdy wybuchnie konflikt międzynarodowy. Jeśli nie będzie zagrożenia atakiem rakietowym antyrakiety nie zostaną wystrzelone.
Dodaje, że "przez większość czasu będzie to cicha baza operacyjna". Mieszkańcy Redzikowa obawiają się m.in. hałasu związanego z lotami samolotów nad bazą.
Amerykańskich żołnierzy - mniej, niż 50
Według słów gen. O'Reilly'ego, w bazie stacjonować będzie mniej niż 50 amerykańskich żołnierzy. Reszta, to obywatele amerykańscy na kontraktach.
- Gdy mówimy o cywilach, oni bezwzględnie muszą przestrzegać polskiego prawa. Gdy mówimy o wojsku, nie możemy ingerować w pracę waszej policji. Jeżeli żołnierz czy cywil popełni przestępstwo - polskie organy ścigania będą miały prawo natychmiast go aresztować, tak samo jak czynią to z obywatelem polskim - podkreśla wojskowy.
Dodaje jednak, że to, kto będzie prowadził śledztwa czy proces sądowy wciąż jest negocjowane w ramach porozumienia o statusie wojsk.
"To będzie baza polskiego dowódcy"
A ilu polskich żołnierzy będzie miało wstęp do bazy? - Wszystko będzie zależało od decyzji polskiej strony - ilu żołnierzy będzie potrzebnych, żeby zapewnić bezpieczeństwo bazy. Dwustu? Stu? Nie wiem - mówi O'Reilly. Także polski dowódca zdecyduje, ilu żołnierzy będzie miało wstęp do najpilniej strzeżonej części bazy, tej z wyrzutniami. - To będzie jego baza, nie nasza. Ze względów bezpieczeństwa będziemy jednak kontrolować, kto ma ten dostęp - dodał.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24