Musimy mieć informacje na temat tego, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, i musimy pokazać też, że my jesteśmy transparentni. Jesteśmy Unią Europejską - mówiła unijna komisarz do spraw wewnętrznych Ylva Johansson w rozmowie z korespondentem TVN24 Maciejem Sokołowskim. - To ważne, by chronić granic, ale ważne, by robić to zgodnie z prawami człowieka, by chronić jednocześnie nasze wartości - powiedziała.
Unijna komisarz Ylva Johansson pytana była o sytuację na granicy Unii Europejskiej z Białorusią. - Myślę, że obserwujmy deeskalację. Myślę, że [Alaksandr - red.] Łukaszenka zrozumiał, że jego próby się nie powiodą. Ale oczywiście musimy być ostrożni, bo nie możemy mieć pewności. Jednak sam fakt, że udało nam się zatrzymać napływ nowych osób transportowanych na Białoruś jest częścią naszego sukcesu – mówiła w rozmowie z korespondentem TVN24 Maciejem Sokołowskim.
Dopytywana, co jej zdaniem było kluczowym czynnikiem w rozwiązaniu problemu na granicy, Johansson odpowiedziała, że "jest oczywiście wiele czynników, ale chciałabym podkreślić wyraźnie jedność Unii". - Działaliśmy wspólnie i zdecydowanie. Od pierwszego dnia mówiliśmy wyraźnie, że Łukaszenka nie może sprzedawać biletów do Unii. Powtarzaliśmy, że to nie jest kryzys migracyjny, to jest agresja, hybrydowe zagrożenie. To ważne, że mówiliśmy to wspólnie – powiedziała.
- Drugim ważnym elementem było to, że skupiliśmy się nie tylko na granicach zewnętrznych. Ochrona granic jest ważna, ale sytuacja się poprawiła, gdy udało nam się zaalarmować międzynarodową wspólnotę. Działania humanitarne zaczęły przynosić rezultaty, gdy dotarliśmy do krajów pochodzenia, tranzytu, linii lotniczych, alarmując ich, że są wykorzystywani i ludzie są zwabiani w bardzo niebezpieczną dla nich sytuację. Współpraca z tymi krajami i firmami była kluczowa. Więc po pierwsze jedność i po drugie współpraca z krajami trzecimi przyczyniły się do rozwiązania tego problemu – oceniła.
Johansson: Łukaszenka wykorzystuje tych ludzi i nie ma dla nich serca
Komisarz była pytana o to, czy Unia Europejska potrzebowała dramatycznych zdjęć z granicy, by zacząć działać. - Nie, nie wydaje mi się, ale niektórzy błędnie patrzyli na sytuację, jak na kryzys migracyjny, że to tylko 15 tysięcy osób, że to nie jest poważny problem – mówiła. Jak dodała, "zrozumienie przez społeczność międzynarodową, że to hybrydowy atak ze strony zdesperowanego reżimu, którego celem jest destabilizacja sytuacji w Unii, spowodowało zmianę podejścia".
- Równocześnie mamy do czynienia z problemem humanitarnym, ludzie stracili życie, dziecko straciło życie. Ludzie zostali uwięzieni w mrozie na bagnistym terenie, byli ofiarami przemocy, nie pozwalano im wrócić i to jest sytuacja, która rzadko jest związana z kryzysem migracyjnym. To też pokazało wszystkim, że Łukaszenka wykorzystuje tych ludzi i nie ma dla nich w ogóle serca – zaznaczyła.
Johansson pytana była także o to, czy w celu powstrzymania kryzysu dało się zrobić więcej. - Teraz w końcu UNHCR [Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców – red.] i agencje ONZ mają dostęp do granicy od strony białoruskiej. Unia to finansuje. Dostęp ma już Czerwony Krzyż. Ale wciąż po polskiej stronie potrzebne jest zapewnienie dostępu dla agencji ONZ. Wzywam do tego od samego początku, potrzebna jest przejrzystość i dostęp dla organizacji humanitarnych także po polskiej stronie granicy – apelowała.
Unijna komisarz o braku transparentności na granicy polsko-białoruskiej
Johansson przyznała, że nie jest zadowolona z niedopuszczania do granicy po polskiej stronie organizacji pozarządowych. - Będę rozmawiała z ministrem [spraw wewnętrznych i administracji, Mariuszem - red.] Kamińskim ponownie w czwartek i to są sprawy, które ponownie poruszę. Powiem także o pomocy, jaką możemy zapewnić dzięki ONZ. Dla przykładu, są też Irakijczycy, którzy dostali się do Polski i wielu z nich chciałoby powrócić do Iraku. Zmienili zdanie, gdy zobaczyli, że zostali zwabieni w pułapkę. Możemy im pomóc poprzez Międzynarodową Organizację ds. Migracji - wyjaśniała.
- Będę nadal apelować o transparentność. Myślę, że to jest kluczowe, musimy mieć informację na temat tego, co się dzieje, i musimy pokazać też, że my jesteśmy transparentni. Jesteśmy Unią Europejską – zadeklarowała unijna komisarz.
Zwróciła uwagę, że Komisja Europejska zapowiedziała wsparcie w wysokości 200 milionów euro na ochronę granic w Polsce, na Litwie i Łotwie. - To środki na systemy elektroniczne, kamery na podczerwień, systemy sztucznej inteligencji i personel Frontexu. To ważne, by chronić granic, ale ważne, by robić to zgodnie z prawami człowieka, by chronić jednocześnie nasze wartości – dodała.
Pytana o to, czy Unia Europejska zapłaci za ogrodzenie na granicy z Białorusią, Johansson zaprzeczyła. - Nigdy tego nie robiliśmy i myślę, że szefowa Komisji powiedziała jasno, że nie będziemy płacić za płoty, druty kolczaste, ale mamy środki na ochronę granicy w inny, bardziej nowoczesny sposób – powiedziała.
"Bądźcie przejrzyści, pozwólcie mediom i organizacjom pozarządowym na dostęp"
Johansson wskazała, że chciałaby odwiedzić polską granicę. Pytana, czy tego będzie dotyczyła rozmowa z polskimi władzami, odparła, że dyskusja "ma na celu przede wszystkim zaktualizowanie informacji na temat sytuacji, by usłyszeć prosto od ministra, jak Polska sobie radzi, jakiej pomocy potrzebuje". - Dla mnie ważne jest podkreślenie, jakie kroki będzie podejmować Komisja, to że ważne jest poszanowanie praw człowieka i jaką pomoc może zapewnić Komisja Europejska – dodała.
Unijna komisarz przyznała, że jej główną obawą odnośnie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej "jest brak przejrzystości". - Otrzymujemy doniesienia, których nie mamy jak zweryfikować. Transparentność to mój apel numer jeden. Bądźcie otwarci, przejrzyści, pozwólcie mediom i organizacjom pozarządowym na dostęp. Moja druga obawa to nowe polskie ustawy dotyczące granicy, cały czas w tej sprawie prowadzimy dialog i cały czas potrzebne są poprawki, by zapewnić, by było one zgodne z prawem unijnym - podkreśliła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock