Nowe dowody w sprawie komornika oskarżonego o ustawianie licytacji i wielokrotne zaniżanie wartości sprzedawanego sprzętu. Mężczyzna wyrok w swojej sprawie miał usłyszeć w środę, został on jednak odroczony. Komornik nie przyznaje się do winy i nie widzi w swoim zachowaniu niczego złego. Czuje się za to "osaczony" przez dziennikarzy, przed których pytaniami schował się w sądowej toalecie.
Sprawa komornika z Działdowa (warmińsko-mazurskie) rozpoczęła się w czerwcu 2012 r. Małżeństwo rolników umówiło się z nim na spłatę zadłużenia w ratach, dzięki czemu miało udać im się uniknąć licytacji sprzętu. Licytacja się jednak odbyła. Ciągnik został sprzedany za 15 tys. złotych, podczas gdy rzeczoznawca wycenił jego wartość na niemal 100 tys. złotych.
Komornik nie przyznaje się do winy i odmówił składania zeznań. Oskarżony jest o zaniżanie wartości licytowanych maszyn i sprzedawanie je umówionemu nabywcy. Prokuratura twierdzi, że przed aukcją kontaktował się z nabywcą kilkadziesiąt razy, mimo zapewnień, że się nie znają.
Zestresowany kamerami
Wyrok w sprawie miał zapaść w środę, jednak śledczy uznali, że będą mieli jeszcze dodatkowe dowody obciążające oskarżonego i potrzebują więcej czasu na ich zgromadzenie. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i kolejną rozprawę wyznaczył na 18 listopada.
Komornik obecny był na każdej rozprawie, jednak proces nie był jawny. Na pierwszej rozprawie stwierdził bowiem, że kamery i obiektywy aparatów stresują go.
"Też jestem pod ogromnym stresem"
Dziennikarze mieli okazję porozmawiać z komornikiem przed środową rozprawą. Nie zdążyli jednak zadać oskarżonemu zbyt wielu pytań, bowiem stwierdził on, że media go "osaczają". Zanim uciekł przed niewygodnymi pytaniami do WC przyznał jedynie, że "nie ma sobie nic do zarzucenia". Na argumenty, że dostarczył poszkodowanym wiele stresu, dodał, że on "również jest pod ogromnym stresem".
Autor: kg/rs / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24