Europejski Trybunał Praw Człowieka pyta polski rząd o zakazywanie zgromadzeń. Sprawa dotyczy co prawda czasu, gdy władza nie dopuszczała do kontrmiesięcznic smoleńskich, ale to także powód, by zapytać, czy prawo do protestowania - zwłaszcza w pandemii - nie jest w Polsce ograniczane. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Dariusz Kornacki w 2017 roku był organizatorem tak zwanych kontrmiesięcznic smoleńskich. Chciał protestować wobec, jego zdaniem, wykorzystywaniu katastrofy do politycznych celów. Władza manifestacji zakazała. - Wojewoda uzurpował sobie prawo do zablokowania każdego zgromadzenia publicznego – tłumaczy Kornacki.
- Jeśli się uda, chcemy to robić cyklicznie co miesiąc – mówił w 2017 roku, ale nie udało się, bo choć zgłaszał demonstrację, to wydając tak zwane zarządzenie zastępcze, wojewoda de facto zakazywał manifestacji - powoływał się na pierwszeństwo zgromadzenia cyklicznego. Kornacki i jego stowarzyszenie wygrywali w sądach, ale wojewoda dalej blokował kontrmiesięcznice.
Wtedy wojewodą mazowieckim był Zdzisław Sipiera z Prawa i Sprawiedliwości. Dziś nikt od obecnego wojewody nie chce wystąpić przed kamerą, a urząd tłumaczy, że "w tym samym miejscu i czasie co zarejestrowane zgromadzenie cykliczne nie mogą odbyć się inne zgromadzenia".
- Te decyzje były podejmowane po to, by realizować inne cele niż uprawnione. Krótko mówiąc, by zapobiec zgromadzeniu, do którego na podstawie konstytucji i konwencji obywatele mieli pełne prawo – uważa prof. Ireneusz Kamiński, pełnomocnik Kornackiego.
"To będzie kolejny sygnał, że wolności i prawa w Polsce są naruszane"
Dlatego sprawa trafiła do Strasburga - zajmie się nią Europejski Trybunał Praw Człowieka. Sędziowie sprawdzą, czy Polska złamała prawo do wolności zgromadzeń. Trybunał już zażądał od rządu wyjaśnień. - To będzie kolejny sygnał ze strony ważnego organu Rady Europy o tym, że podstawowe prawa i wolności człowieka w Polsce są naruszane – podkreśla Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
To obecna władza wprowadziła zgromadzenia cykliczne, wykorzystywane głównie przez miesięcznice smoleńską. Wszystkie inne manifestacje, niewygodne dla władzy, musiały jej ustąpić. - Prawo do cyklicznych zgromadzeń nie może naruszać innych praw obywatelskich, np. prawa do kontrmanifestacji – podkreśla dr hab. Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Tak samo teraz, w pandemii, władza praktycznie zakazuje zgromadzeń, powołując się na bezpieczeństwo pandemiczne. Najpierw zakazywała ich organizowania, teraz także uczestniczenia w nich. Powołując się na te zakazy, władza tłumiła strajki kobiet i protesty przedsiębiorców - stawiano uczestników manifestacji przed sądami, nawet dwie siedzące na trawie dziewczyny.
Z kolei dwuosobowy protest przeprowadzony w miniony weekend zakończył się skuciem i wywiezieniem mężczyzny na komisariat, bo nie chciał się wylegitymować.
- Te działania rządu trzeba ocenić absolutnie negatywnie. Nie było silnej podstawy prawnej do tego typu działań, one były absolutnie nieproporcjonalne i przypominały działania państw raczej o wschodnich niż zachodnich standardach – ocenia Marcin Wolny.
I choć dopuszczalna liczba uczestników demonstracji w nowym rozporządzeniu rośnie, to wciąż zakazane są zgromadzenia spontaniczne, czyli te niezapowiedziane, niezarejestrowane przez władze. - Celem politycznym w zakazywaniu zgromadzeń na tak szeroką skalę jest zakneblowanie ust opinii publicznej, żeby szczególnie w tym trudnym okresie politycznych napięć związanych z koronawirusem ludzie nie mogli wyrażać swoich poglądów w przestrzeni publicznej – podkreśla Małecki.
Wicepremier Jarosław Gowin uważa, że wraz ze znoszeniem obostrzeń powinien być również zniesiony zakaz zgromadzeń, ale z ust premiera czy polityków Prawa i Sprawiedliwości takie deklaracje na razie nie padają.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24