Państwo Pandrickowie chcieli mieć dom, w którym mogliby spokojnie i szczęśliwie żyć. W tym celu sprzedali dwa mieszkania. Biuro nieruchomości w Koszalinie znalazło im "ten wymarzony". By nie stracić okazji, wpłacili zaliczkę. Nie sprawdzili jednak hipoteki - myśleli, że zrobili to pracownicy biura. Okazało się, że dom jest zadłużony. Małżeństwo pozostało bez dachu nad głową i z wyczyszczonym kontem. Pracownicy biura nie czują się jednak winni.
Państwo Pandrickowie postanowili sprzedać swoje mieszkania w Piotrkowie Trybunalskim i kupić dom w Koszalinie. W tym celu pani Bożena skierowała się do biura nieruchomości. Wkrótce przedstawiciele przedstawili jej wspaniałą ofertę.
Dom był to duży, piękny, ale wymagał remontu. Właściciel chciał go sprzedać za 280 tys. Powodem tak niskiej ceny miało być sąsiedztwo domu publicznego i zły stan nieruchomości.
Warunek - szybka transakcja
Decyzja musiała zapaść jak najszybciej, bo właściciel, czyli pan Pawlak zamierzał właśnie kupić inną nieruchomość. Pandrickowie wpłacili mężczyźnie zaliczkę w wysokości 60 tys. zł. i podpisali umowę przedwstępną.
Sprzedający zaproponował im pomoc w wyremontowaniu domu. Polecił firmę pana Sylwestra Zalewskiego, który wykonywał dla niego wcześniej remont innego budynku. Pani Bożena stwierdziła, że remont rozpocznie dopiero po dokładnym rozliczeniu i uzyskaniu aktu notarialnego. Pawlak odparł więc, że jeśli im to nie przeszkadza, remont mogą rozpocząć od razu, zapłacą po otrzymaniu aktu. Nowych właścicieli nawet zameldował.
Dwukrotna licytacja
Pracownicy biura nieruchomości zapewniali, że zajmują się tym tematem, dbają o interesy Pandricków i szykują już akt notarialny. W tym czasie zmarła matka pani Bożeny, a ona na dłuższy czas trafiła do szpitala. Po powrocie okazało się, że pracownicy biura nieruchomości zataili przed nimi, że dom ma kilku wierzycieli, a po przeanalizowaniu stanu księgi wieczystej okazało się, że długi przekraczają cenę posesji.
Małżeństwo nie wiedziało także, że dom dwukrotnie był już licytowany przez komornika, ale właścicielowi cudem udało się go zachować. W tym czasie remont został już zakończony a jego kosztem - jak twierdzi małżeństwo - w wysokości 140 tys. zł zostali obciążeni Pandrickowie.
Sprawa o remont
Sam pan Zalewski (wykonawca remontu) twierdzi, że wystawił Pandrickom rachunek na 21 tys. zł., ale oni odmówili zapłaty, kiedy dowiedzieli się, że dom ma obciążoną hipotekę.
- Podałem państwa Pandricków do sądu i sprawę wygrałem. Nie jestem i nigdy nie byłem przyjacielem pana Pawlaka, jak oni twierdzą. Wykonywałem dla niego jedynie zlecenie w przeszłości. Kiedy za jego pośrednictwem państwo Pandrickowie zlecili mi remont, wykonałem go. Nie mam związku z całą tą sprawą. Jestem poszkodowanym, bo musiałem się procesować o pieniądze za swoją pracę - tłumaczy Zalewski. - Nie wiedziałem o obciążeniu hipotecznym tej nieruchomości - zaznacza.
Nieudana licytacja
Dom zajął komornik, sprzedał go w ramach przetargu. Ze względu na własne niedopatrzenie Pandrickowie nie uczestniczyli w przetargu. Termin licytacji ustalono na 19 października. Małżeństwo wpłaty dokonało dzień wcześniej, pieniądze nie dotarły na czas na konto i dom kupił ktoś inny. Nowy właściciel zajął wszystko: wyremontowany budynek oraz całe wyposażenie.
Pani Bożena jest zrozpaczona. - Nie mamy pieniędzy, nie mamy za co żyć, a teraz jeszcze musimy płacić za dom, który nie jest nasz - mówi. Nie ma też siły walczyć ani z biurem nieruchomości, ani z właścicielem domu.
Czuje się niewinna
Do winy nie poczuwa się jednak biuro nieruchomości, które Pandrickom dom zaproponowało. Również kobieta, która ich transakcję miała sfinalizować, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Za to, co się przydarzyło Pandrickom, nie czuje się odpowiedzialna. Wszystko, co robiłam, było pod nadzorem właścicielki (biura nieruchomości - red.).
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24