Antykontrolerzy ze Smoleńska popełnili wiele błędów, to nie pozostało bez wpływu na to, co wydarzyło się 10 kwietnia - tak "Rzeczpospolita" zareagowała na ujawnienie przez polską stronę rozmów z wieży w Smoleńsku. "Gazeta Wyborcza" zwraca z kolei uwagę, że to, co podała polska komisja nie odpowiada na wiele pytań, a jednostronnie skupiła się na jednej rzeczy - pracy kontrolerów.
Według "Gazety Wyborczej" wtorkowa konferencja polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem nie dała odpowiedzi na wiele pytań. "Musimy wiedzieć, dlaczego kontrolerzy kategorycznie nie zabronili Tu-154 podjęcia próby lądowania. Wiedzieli przecież, że 10 kwietnia pogoda w Smoleńsku była tak zła, że jedyną sensowną decyzją był odlot na lotnisko zapasowe. Jaki wpływ na ich decyzje mieli przełożeni, z którymi rozmawiali? I dlaczego kontrolerzy mówili załodze tupolewa, że maszyna jest na kursie i ścieżce, skoro tak nie było?" – pisze na łamach "GW" Roman Imielski.
Zwraca jednocześnie uwagę, że odpowiadając na niepełny raport MAK, komisja Millera skupiła się tylko na jednej rzeczy: "Pracy kontrolerów i ich komendach, zupełnie pomijając fatalne błędy po stronie polskiej" – podkreśla autor. I jednocześnie zastrzega: "Takie założenie mogło osobom, które nie śledzą sprawy dokładnie, wypaczyć obraz katastrofy".
Bowiem, jak dodaje Imielski, "to nie Rosjanie zmusili załogę Tu-154 do wielokrotnego złamania podstawowych zasad bezpieczeństwa - począwszy od próby lądowania".
"Dowódca załogi miał uprawnienia do lądowania na takim lotnisku przy widoczności poziomej 1,8 tys. m i pionowej 120 m. Każde przekroczenie jednej z tych wartości powinno zakończyć się konsekwencjami służbowymi, jeśli nie prokuratorskimi. A warunki w Smoleńsku były znacznie gorsze - co raportowała na bieżąco także załoga Jaka-40, który wylądował tam wcześniej - widoczność wynosiła zaledwie 200 i 50 m!" – podkreśla komentator "GW".
"Dobrze, że nie oglądaliśmy się na Rosjan"
"Rzeczpospolita" w swoim komentarzu pod tytułem "Antykontrolerzy ze Smoleńska" pisze, że "dobrze się stało, że władze Polski zdobyły kopię nagrań z wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj oraz że – nie oglądając się na Rosjan – zaprezentowały te zapisy, w tym rozmowy dyżurujących tam oficerów z wysoko postawionymi osobami spoza Smoleńska.
"Z tych rozmów jednoznacznie wynika, że oficerowie znajdujący się w wieży kontrolnej (jeśli ten budynek w ogóle zasługuje na to miano) znajdowali się pod presją na przykład tajemniczego generała, który nakazał im 'na razie sprowadzać' polskiego Tu-154. Jak wynika z treści rozmów oficerów w wieży, co najmniej jeden z nich nie uważał tego rozwiązania za właściwe" – podkreśla Piotr Gabryel.
Jak stwierdza dalej, "rosyjscy kontrolerzy niemal w tym samym czasie podawali zastanawiająco rozbieżne informacje pogodowe rosyjskiemu iłowi-76 i polskiemu jakowi-40, że wielokrotnie (jak twierdzili podczas przesłuchań, wyłącznie dla dobra lądujących) wprowadzali pilotów polskiego Tu-154 w błąd co do ścieżki i kursu schodzenia, że podawali im nieprawdziwe informacje o (lepszej od faktycznej) widoczności, że we właściwym momencie kategorycznie nie nakazali Tu-154 odejścia na lotnisko zapasowe, że pod koniec tragicznego lotu właściwie pozostawili załogę samą sobie".
"W każdym razie teraz już z całą pewnością wiadomo, że obsada wieży kontrolnej popełniła tak wiele błędów, iż nie mogło to pozostać bez ogromnego wpływu na to, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku" – pisze komentator "Rz".
"Dziennik Gazeta Prawna" jedynie zrelacjonował konferencję polskiej komisji, nie przedstawiając własnych ocen jej pracy.
Źródło: Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl