Nowa ustawa śmieciowa, choć jeszcze nie weszła w życie, sprawiła, że mieszkańców stolicy znacznie ubyło - według pierwszych deklaracji śmieciowych w Warszawie mieszka jedynie 600 tys. osób. Mieszkańcy oszukują, bo chcą za śmieci płacić mniej, gdyż opłaty naliczane są od liczby lokatorów. Problem mają też inne miasta, chociaż stosują inne metody.
Według szacunków, w Warszawie mieszka ok. 1,7 mln ludzi i 300-400 tys. przyjezdnych. Zdaniem wielu to szacunki zaniżone. Ale czy możliwe, żeby w stolicy mieszkało 600 tys. osób? Tak wynikło z obliczeń prezesów warszawskich spółdzielni mieszkaniowych przy okazji składania deklaracji śmieciowych. Termin, początkowo ustalony na 30 maja, przesunięto. - Wychodzi, że albo samotni mieszkają, albo pustostany stoją - mówi prezes Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej Zachód, Zbigniew Gawron. Dlaczego tak się dzieje? To efekt przyjętej przez Warszawę metody naliczania opłaty śmieciowej. Jeśli w lokalu mieszka jedna osoba, za śmieci zapłaci niespełna 20 zł, dwie - 37, trzy - już 50. Nic dziwnego zatem, że warszawiacy oszukują.
Każda metoda niesprawiedliwa?
Problem jest nie tylko w Warszawie, ale także w pozostałych miastach, chociaż tam metody naliczania opłat za śmieci są inne. Trudno jednak znaleźć taką, która będzie sprawiedliwa dla wszystkich. - Są liczniki wody i gazu. Ale liczników śmieci nie ma - mówi Rafał Waligóra, zarządca nieruchomości. W Gdańsku opłatę nalicza się od metrażu. Ci, którzy mają duże mieszkania, ale mieszkają sami, zapłacą więc tyle samo, co przykładowo pięcioosobowa rodzina. Lepsza wydaje się metoda liczenia śmieci proporcjonalnie do zużytej wody. Ale i tu sprawa się komplikuje, gdy ktoś np. używa wody do podlewania ogrodu, co nijak się ma do ilości wytwarzanych śmieci.
Żądają danych wrażliwych
Gminy próbują więc różnych sposobów na ustalenie, jakie faktycznie powinny być opłaty. Zbierają dane, które pozwolą zweryfikować, czy lokatorzy mówią prawdę. Ale w niektórych gminach pytania w deklaracjach śmieciowych wyszły daleko poza standard - padają pytania np. o numer telefonu komórkowego, PESEL, stopień pokrewieństwa między mieszkańcami czy numer konta bankowego. W gminie Kowala żądano nawet oświadczeń o pobycie w domu spokojnej starości, domu dziecka, zakładzie karnym czy jednostce wojskowej. Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski przyznaje, że wpłynęło do niego już wiele skarg ws. zbierania informacji. - Niektóre gminy robią sobie dodatkowy spis powszechny, a trzeba zapytać tylko o to, ile będzie śmieci - mówi. Ale to pytanie wydaje się najwyraźniej zbyt proste.
Autor: jk/tr/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | TVN24 Kraków