Zawodnik zdecydowanie się pogubił. Przez długą wycieczkę na drugą połowę boiska stracił rozeznanie w sytuacji i – ulegając podszeptom trenera – strzelił pięknego samobója. A to przecież taki zdolny piłkarz, ten Donald Tusk.
Zdolny, zakochany w piłce nożnej, ale na Mistrzostwa Europy nie pojedzie. Bo zarobiony będzie. Tak samo, jak zarobiony był w długi majowy weekend. Kiedy Polacy wypoczywali, on ciężko pracował spotykając się z ministrami. Szkoda, że nikt tego nie zauważył, bo znad działkowego grilla widać głównie kiełbaskę i brzeg jeziora a nie pracę premiera – ale co tam. Pracował.
Tak się w długi weekend napracował, że potem wyjechał na tygodniowe wakacje w Andy. Nie wiem, czy górskie powietrze zaszkodziło, czy to raczej podszepty doradców od wizerunku spowodowały, że premier robi dokładnie to, czego nikt od niego nie oczekuje. Zostaje w Polsce, odpuszcza mecz w Austrii i zamierza pracować. On, który tyle razy podkreślał, że kocha sport a piłkę nożną w szczególności. Ja piłki nie kocham, ale jak patrzę na tych co kochają, to wiem, że daliby się za wyjazd na mecz reprezentacji pokroić. Zwłaszcza, gdy jest to pierwszy, historyczny mecz na Mistrzostwach Europy. Ale doradcy wiedzą swoje. Panie premierze, trzeba to Peru wyciszyć, niech pan powie, że praca czeka i niech pan wbrew sercu, wbrew naturze kibica, nie jedzie na mecz.