To podróż życia - powiedział o swej wyprawie do Ameryki Południowej Donald Tusk hiszpańskiej gazecie "El Mundo". I trudno nie wierzyć w to wyznanie - przyznaje "Dziennik".
Premier wraz z żoną wylądował w Peru wczoraj rano według czasu polskiego. W perspektywie ma zaś jeszcze całe sześć dni na ziemi Inków. Z tych sześciu dni jako ściśle roboczy planowany jest tylko jeden. Poza nim w ramach dwóch oficjalnych wizyt w Peru i Chile czekają na premiera same przyjemności - z degustacją win świata w najsłynniejszej winnicy Chile Concha y Toro włącznie.
Podziwianie przez Tuska uroków Ameryki Południowej w ramach obowiązków rządowych może kosztować podatników - jak obliczyła gazeta - nawet 1,6 mln zł. To tylko szacunki, bo kancelaria premiera kosztów na razie oficjalnie nie podaje.
"Policzymy je po powrocie premiera" - mówi rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka. Zastrzega tylko, że jeden z głównych punktów programu - wyprawę do najsłynniejszego miasta Inków, położonego w Andach Machu Picchu - fundują organizatorzy piątkowego V szczytu szefów państw i rządów Unii Europejskiej, Ameryki Łacińskiej i Karaibów.
To właśnie ten szczyt był dla Tuska okazją do zorganizowania większej wyprawy w głąb kultur inkaskiej, którą od dawna zafascynowana jest jego żona. Aby oszacować koszty tej podróży, trzeba wziąć pod uwagę to, że premier leci nie tylko z małżonką. Towarzyszy im pięć osób w składzie oficjalnej delegacji i 10 osób obsługi - przedstawiciele protokołu dyplomatycznego i tłumacze.
Razem z dziennikarzami korzystają z rządowego Tu-154M. Godzina lotu maszyny kosztuje 36 tys. zł, a podróż do Peru zajmuje 21 godzin w jedną stronę. Czyli sam koszt podróży w obie strony to ponad 1,5 mln zł. Wszyscy muszą także gdzieś nocować. Doba w najdroższym hotelu w Limie, który wybrała nasza delegacja, kosztuje 1035 zł od osoby. Tańszy (315 zł) jest hotel Grand Hyatt Santiago, gdzie premier ze świtą będą mieli dwa ostatnie noclegi. W sumie sześć noclegów dla 17 osób kosztować będzie około 100 tys. zł.
Źródło: "Dziennik"