W Jerozolimie, w pobliżu Meczetu Skały i Ściany Płaczu, minarety rozświetlone są na zielono. To znak, że muzułmanie wypowiedzieli świętą wojnę państwu żydowskiemu. Władze Izraela nie zwracają na to uwagi i nie reagują – po pierwsze, przestrzegają zasady wolności kultu, a po drugie, nie dziwi ich ta demonstracja. Wszak istnienie Izraela jest od połowy ubiegłego wieku wielką zadrą dla świata muzułmańskiego.
W Szwajcarii, w sercu Europy Zachodniej, minarety nie są rozświetlone na zielono. Bodajże cztery meczety w tym siedmiomilionowym kraju mają minarety. A jednak w referendum obywatele liberalnej Szwajcarii zakazali budowy istotnych symboli religii muzułmańskiej. Większość ograniczyła wolność mniejszości. Powołała się na rzekome zagrożenie ze strony islamu dla zachodnioeuropejskiego społeczeństwa. Inicjatywa szwajcarska, gdyby ogłoszono referendum, mogłaby zyskać poparcie obywateli w liberalnej dotąd Holandii, może także we Francji, może w Rosji. Choroba islamofobii zaczyna nękać Europę.
Nikt nie neguje, że radykalna grupa wyznawców Allaha, pod sztandarami świętej wojny, chce zniszczyć nasz sposób bycia. W liberalnej Wielkiej Brytanii są grupki islamskich kaznodziejów i rewolucjonistów, którzy nawołują do budowy Euro-Kalifatu, czyli muzułmańskiego państwa na Starym Kontynencie. W Hiszpanii są grupki islamistów, przypominających, że Półwysep Iberyjski przez kilkaset lat był pod dominacją Półksiężyca i że nadchodzi czas muzułmańskiej rekonkwisty. I co z tego, że tak mówią? Jeśli są terrorystami, należy ich z całą surowością zwalczać, a jeśli są tylko głosicielami nienawiści, musimy zachować zimną krew.
Szwajcarzy muszą zrozumieć, że nie będąc formalnie w UE, podjęli decyzję, która w wątpliwym świetle stawia całą Wspólnotę. W Arabii Saudyjskiej, Iranie, Egipcie a nawet w Turcji nikt nie pyta, czy Szwajcaria jest członkiem Unii czy nie. Sygnał poszedł w świat. Muzułmanie wciąż krytykują Europę za przyzwolenie na Srebrenicę, choć zapominają, że Zachód poszedł niedawno na wojnę o Kosowo.