Dzieci powinny iść do szkoły w wieku sześciu lat. Taki jest standard nowoczesnego świata. Ludzie dojrzewają wcześniej, a społeczeństwa się starzeją i nie stać ich na edukację szkolną do 19 lat - twierdzi w "Gazecie Wyborczej" Piotr Pacewicz.
Polacy odrzucają ten pomysł nie tylko w sondażu. Powstaje ruch przeciwników. MEN i cały rząd, który w reformie edukacji napotka sprzeciw PiS i prezydenta (zwolenników edukacji centralnie sterowanej), nie potrafił obywateli przekonać. Zabrakło dużej kampanii, nowoczesnej, z pomysłem. Może trzeba znaleźć np. popularnych artystów, którzy mają sześcioletnie dzieci w szkole i wszyscy są zadowoleni?
Zdaniem publicysty, poza czystym konserwatyzmem w obywatelskim sprzeciwie jest racjonalny pierwiastek. Dorośli pamiętają urazy, jakich doświadczyli w szkole, patrzą na swe maleństwa i myślą: dlaczego tak wcześnie?
Czy dzisiejsze szkoły sprostają wyzwaniu, by nauka w I klasie była niestresująca, połączona z zabawą i wypoczynkiem? Czy dzieci pokochają szkołę i "swoją panią"? Klasy będą nieliczne, wyposażone jak przedszkola, a nauczyciele przygotowani? - docieka Pacewicz.
I drugie pytanie: co z przedszkolami? Bez nich pomysł wyrównywania szans trafi szlag, bo brakuje ich wszędzie, ale katastrofalnie właśnie na wsi. Mamy uwierzyć na słowo, że przedszkola się rozmnożą?
Źródło: Gazeta Wyborcza