Rektor jednego z największych uniwersytetów w Polsce został tajnym współpracownikiem bezpieki tylko dlatego, że chciał zniszczyć wybitnego profesora prawa. Aktorka Bożena Dykiel przez dwa lata była nękana przez Służbę Bezpieczeństwa, która chciała ją zmusić do nawiązania intymnych stosunków z niemieckim dyplomatą, aby go skompromitować - czytamy w "Dzienniku Łódzkim".
Jak dowiedziała się gazeta, to tylko wierzchołek góry lodowej, którą zamierza odsłonić Instytut Pamięci Narodowej. W nowym projekcie badawczym IPN, 40 historyków w ciągu czterech lat ma dogłębnie zbadać i ujawnić związki peerelowskiej bezpieki z naukowcami, dziennikarzami oraz ludźmi kultury. Naukowcy już patrzą krytycznie na prześwietlanie swojego środowiska. Opory te można zrozumieć, ale co w takim razie począć z takimi przypadkami jak ów zawzięty rektor agent? Dr Antoni Dudek, doradca prezesa IPN, dziś nie chce jeszcze ujawnić nazwiska rektora, jest jednak bardzo prawdopodobne, że historycy realizujący projekt IPN wkrótce to zrobią - uważa "DŁ". Esbecy musieli się mocno napocić, żeby zwerbować Jego Magnificencję. Nie udało im się to w czasach stalinowskich, ani po Październiku 1956 roku. Dopiero później operatywny esbek z Warszawy wyczuł u niego słaby punkt: głęboką niechęć do profesora prawa międzynarodowego Manfreda Lachsa. Haczyk zadziałał: rektor, który później doszedł do wysokich godności państwowych, gorliwie przystąpił do niszczenia profesora Lachsa za pomocą donosów. Profesor Lachs nigdy się o tym nie dowiedział – zmarł w 1993 roku. Nie zawsze jednak udawało się esbekom odnosić sukcesy w środowisku elity. Przez dwa lata nękali aktorkę Bożenę Dykiel, próbując ją zmusić do współpracy. Dykiel, zgodnie z esbeckimi planami, miała nakłonić swojego znajomego Franka Elbego, II sekretarza ambasady RFN, do intymnych stosunków. SB zamierzała to sfilmować i skompromitować żonatego niemieckiego dyplomatę. Było to w połowie lat 70., kiedy aktorka odnosiła pierwsze duże sukcesy. "Esbecy obiecywali mi załatwienie mieszkania, bezpłatne kursy angielskiego, a kiedy odmawiałam, grozili mi, że złamią mi karierę, że nie wyjadę za granicę, a wówczas Teatr Narodowy sporo wystawiał za granicą". Zabrali mi nawet na pewien czas paszport – opowiada gazecie aktorka. Dykiel była śledzona, otaczało ją grono tajnych współpracowników. Kiedy nie chciała się spotykać z esbekami, podjeżdżali samochodem i zabierali ją prosto z ulicy. Wytrwała tylko dlatego, że miała silny charakter. Koszmar skończył się dopiero, kiedy Elbe wyjechał do RFN. Koszmar z esbekami przeżył także Zdzisław Jaskuła, łódzki poeta i pisarz, nękany za swoje poglądy i współpracę z Komitetem Obrony Robotników. W mieszkaniu jego i żony, tłumaczki Sławy Lisieckiej odbywały się w czasach PRL spotkania niezależnych artystów, pisarzy i naukowców. Przez wiele lat Jaskuła miał zakaz pracy i był nękany anonimowymi telefonami i listami od „przedstawicieli klasy robotniczej”. Do połowy lat 80. odmawiano mu paszportu. Kolegia karały Jaskułę i jego żonę wysokimi grzywnami za zakłócanie ciszy nocnej. Na porządku dziennym były rewizje i konfiskaty książek. Próbowano także pozbawić Jaskułów mieszkania. We wszystkich tych działaniach pomagali esbekom tajni współpracownicy, wśród których byli studenci, a także znajomi Jaskułów ze środowiska artystycznego. Historycy podkreślają, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić o skali agentury w tych środowiskach. Badania są w fazie początkowej. Dr Antoni Dudek przytacza esbecką statystykę z połowy lat 70., z której wynika, że 38 procent tajnych współpracowników (TW) miało wyższe wykształcenie, czyli byli to ludzie należący do ówczesnej elity. Dla porównania – w całym społeczeństwie wyższe wykształcenie posiadało wówczas zaledwie 4 procent Polaków. Z badań historyków wynika też, że po wydarzeniach Marca 1968 roku, partia i bezpieka były niezwykle zachłanne na informacje ze szkół wyższych. Przybywało tajnych współpracowników (TW). Ich liczba jeszcze bardziej wzrosła w stanie wojennym. W latach 1981– 1983 w warszawskich szkołach wyższych przybyło ich ponad dwa razy, z 58 do 124 osób. W Krakowie w 1981 roku na UJ działało 18 TW, 25 kontaktów operacyjnych i 11 kontaktów służbowych. W 1983 roku na KUL w Lublinie było 39 TW, a pięć lat później już 50, z czego 23 było pracownikami naukowymi. To pierwsze, jeszcze szczątkowe dane, jakie zebrali historycy IPN - opisuje "Dziennik Łódzki.
Źródło: "Dziennik Łódzki"