Funkcjonariusze straży miejskiej w sile dwóch wozów ruszyli na golasów we wtorek po południu. Szybko dotarli na Wał Miedzeszyński. – Nadzy goście byli wszędzie. Żeby jeszcze nad Wisłą czy w krzakach. Ale oni normalnie po drodze chodzili. Jak ktoś ich mijał, to się tylko przyglądali i szli spokojnie dalej - dziwił się jeden z funkcjonariuszy.
Strażników zainteresowały też zaparkowane przy drodze auta - pisze "Życie Warszawy". – Same ekskluzywne, drogie marki, super fury – komentowali strażnicy. Akcję "zwijania" golasów przerwał postawny jegomość, który przedstawił się jako sędzią Sądu Najwyższego, posiadający immunitet, chroniący przed zatrzymaniem.
Strażnicy musieli uwierzyć na słowo, bo dżentelmen był uzbrojony jedynie w ... plan zagospodarowania przestrzennego wiślanego nabrzeża. – Możemy tu być – przekonywał stróżów porządku.
Golasy nie okazały dokumentów – nie miały ich przy sobie. Dlatego akcja strażników zakończyła się... wystawieniem jednego mandatu w wysokości 200 zł za źle zaparkowany samochód.
Dlaczego w ogóle funkcjonariusze interweniowali? – Absolutnie nie można paradować na golasa po drodze, ani obnażać się w tym miejscu. Podstawą interwencji był 51. artykuł kodeksu wykroczeń o zakłócanie spokoju – mówi rzecznik SM Agnieszka Dębińska-Kubicka.
Źródło: "Życie Warszawy"