Od 1 stycznia studenci psychologii nie muszą wydawać pieniędzy na książki Zygmunta Freuda, reżyserzy pytać o zgodę na wystawienie Witkacego, a fani Romana Dmowskiego kupować "Myśli nowoczesnego Polaka". Wszystko - legalnie, w oryginale - można ściągnąć z internetu. Ich dzieła przechodzą do domeny publicznej.
Dzień domeny publicznej obchodzony jest pierwszego stycznia – wtedy do powszechnego, bezpłatnego i legalnego dostępu przechodzą dzieła twórców, którzy zmarli przed 70 laty. Po tym czasie – lub 70 lat od pierwszego rozpowszechniania danego dzieła - w Polsce wygasają prawa autorskie.
W tym roku będzie to na przykład twórczość zmarłych w 1939 roku Józefa Czechowicza, Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Romana Dmowskiego, a także Zygmunta Freuda czy Williama Butlera Yeatsa.
Nie dostęp, a prawo do wykorzystania
Do 31 grudnia tego roku każdy, kto chciałby wystawić w teatrze Witkacego, musiał uzyskać zgodę spadkobierców oraz za to zapłacić. Od pierwszego stycznia będzie mógł zrobić z jego dziełami dowolnie wszystko, nie tylko wystawić bez niczyjej zgody, ale też z dużymi zmianami. Albo opublikować całą treść książek, na przykład zeskanować i legalnie zamieścić na swojej stronie internetowej. Kamil Śliwowski z Fundacji Nowe Media
- Do 31 grudnia tego roku każdy, kto chciałby wystawić w teatrze Witkacego, musiał uzyskać zgodę spadkobierców oraz za to zapłacić. Od pierwszego stycznia będzie mógł zrobić z jego dziełami dowolnie wszystko, nie tylko wystawić bez niczyjej zgody, ale też z dużymi zmianami. Albo opublikować całą treść książek, na przykład zeskanować i legalnie zamieścić na swojej stronie internetowej - wyjaśnia Kamil Śliwowski z Fundacji Nowe Media. FNM wraz z Fundacją Nowoczesna Polska, Stowarzyszeniem Bibliotekarzy Polskich i Stowarzyszeniem Wikimedia Polska tworzą Koalicję Otwarta Edukacja, która przygotowała obchody Dnia Domeny Publicznej.
Dlaczego domena publiczna jest ważna, pytam Jarosława Lipszyca z Fundacji Nowoczesna Polska. - Przecież książkę mogę sobie kupić, a jeśli mnie na to nie stać, to iść do biblioteki – zauważam. - Może pani w ten sposób tylko uzyskać dostęp, i to bardzo limitowany, ale nie uzyskuje pani żadnego prawa do ich wykorzystania. A społeczeństwo informacyjne to jest prawo ludzi, którzy czynnie wykorzystują utwory. Domena publiczna to otwarty zasób kultury - wyjaśnia.
Przestarzałe prawo?
Zdaniem Lipszyca obecne prawo autorskie, które niejako zamraża prawa do zasobów kultury na 70 lat, jest przestarzałe. Wynikać ma ono z dwudziestowiecznego modelu biznesowego, w którym treść dzieła była jednoznaczna z jego nośnikiem: książką, kasetą, rolką filmu czy płytą. Rozwój internetu zupełnie, według niego, zmienił ten model.
- Treść dzieła i fizyczny przedmiot są dziś od siebie oddzielone. Dlatego w czasach kultury cyfrowej ten niezmiernie wydłużony okres zaczyna być kulą u nogi – mówi
Treść dzieła i fizyczny przedmiot są dziś od siebie oddzielone. Dlatego w czasach kultury cyfrowej ten niezmiernie wydłużony okres zaczyna być kulą u nogi Jarosław Lipszyc z Fundacji Nowoczesna Polska
Według niego okres obowiązywania prawa autorskiego powinien być skrócony przynajmniej do 50 lat. Bo największym problemem jest nie tyle dostęp do danego dzieła – zawsze można je przecież nabyć – ale jego twórczego przetwarzania, któremu na przeszkodzie często stoją prawa autorskie.
Casus Puchatka
- Pewnego wykorzystania nie można sobie kupić. Przykład? Z desek polskich teatrów zdjęto 14 przedstawień o Kubusiu Puchatku, bo koncern Disneya miał inną politykę przedstawiania swoich postaci. Gdyby było tak, że twórca ma prawo wykorzystać dzieło i nie można mu było tego zabronić, to sytuacja byłaby dobra. Ale tak nie jest – dodaje Lipszyc.
Sprawa Kubusia Puchatka była jednym z najgłośniejszych przypadków ochrony wizerunku produktu przez wielkie korporacje. Wszelkie prawa do tej dziecięcej klasyki autorstwa zmarłego w 1956 A.A. Milne'a ma The Walt Disney Company. A Kubuś Puchatek może i jest amatorem małego tylko conieco, ale zyski generuje ogromne – według szacunków ponad miliard dolarów rocznie. Cała ta suma zasila konta koncernu.
Pewnego wykorzystania nie można sobie kupić. Przykład? Z desek polskich teatrów zdjęto 14 przedstawień o Kubusiu Puchatku, bo koncern Disneya miał inną politykę przedstawiania swoich postaci. Gdyby było tak, że twórca ma prawo wykorzystać dzieło i nie można mu było tego zabronić, to sytuacja byłaby dobra. Ale tak nie jest. Jarosław Lipszyc z Fundacji Nowoczesna Polska
A Disney pilnuje swoich praw. Wymaga na przykład zezwolenia na użycie go na prywatnych stronach www i w przedstawieniach teatralnych. W 2000 roku z polskich teatrów zniknęły adaptacje „Kubusia Puchatka” i „Chatki Puchatka” – nawet te bardzo luźne, jak nagradzane przedstawienie Piotra Cieplaka „Kubuś P.” - bo Disney nie przedłużył licencji.
- W Stanach prawa autorskie wydłużane są jeszcze bardziej niż na przykład w Unii Europejskiej. Disney jest głównym lobbystą, który się o to stara. Zastrzegł też sobie prawo do tego, żeby nie wystawać żadnych przedstawień teatralnych dla dzieci, które nie są przez nich autoryzowane. To uderzyło głównie w małe teatry – wyjaśnia Kamil Śliwowski.
Grunt to mieć prawa
Zgodnie z prawem autorskim, nawet niekomercyjne przedstawienie, na przykład w wykonaniu przedszkolaków, wymaga zezwolenia koncernu. Na tym ochrona wizerunku jednak się nie kończy. Na przykład prawie 2 tysiące dziecięcych kurtek, przechwyconych przez celników, już dwa lata leżą w magazynie i nie mogą być rozdane potrzebującym rodzinom, bo mają podrobiony wzór z Kubusiem Puchatkiem. I korporacja żąda ich zniszczenia.
Natomiast Disney poczyna sobie z misiem i jego przyjaciółmi dowolnie. Od lat cukierkowe wizerunki zastąpiły oryginalne ilustracje E. H. Sheparda, a ostatnio koncern ogłosił, że zamiast Krzysia w Stumilowym Lesie pojawi się dziewczynka o imieniu Darby. Według amerykańskiego prawa prawa autorskie wygasają po 95 latach - w tym przypadku od publikacji książki - czyli dopiero w 2021 Puchatek stanie się własnością publiczną.
Czas obowiązywania ochrony praw autorskich był kilkakrotnie wydłużany. W pierwszym akcie prawnym, który o nim wspomina, angielskiej „Ustawie o zachęcaniu do zdobywania wiedzy” z 1710 roku, było to 14 lat od pierwszej publikacji. Konwencja Berneńska z 1886 roku wydłużyła ten okres do końca życia autora oraz 50 lat po jego śmierci. W latach 90-tych Unia Europejska dodała do tego okresu kolejne 20 lat.
Katarzyna Wężyk//sk/kdj
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu/ memoosa