Sąd Apelacyjny w Białymstoku wydał prawomocny wyrok w sprawie mężczyzny, który półtora roku temu oblał pracownicę noclegowni w Ostrołęce łatwopalną substancją i groził, że ją podpali. Choć prokuratura chciała kary za usiłowanie zabójstwa, oskarżony został skazany za groźby karalne. Sąd stwierdził bowiem, że nie doszło do próby podpalenia, bo choć mężczyzna miał w kieszeni zapalniczkę, to jej nie wyjął.
Do tej dramatycznej sytuacji doszło w maju zeszłego roku w noclegowni dla bezdomnych w Ostrołęce (woj. mazowieckie).
Miejscowa prokuratura zarzuciła jednemu z przebywających tam mężczyzn, że - działając z zamiarem bezpośrednim - usiłował dokonać zabójstwa. Według aktu oskarżenia, najpierw groził on pracownicy noclegowni, a potem oblał jej odzież rozpuszczalnikiem z butelki, z zamiarem podpalenia. Motywu nie udało się jednoznacznie ustalić.
Mówił, że chciał ją tylko nastraszyć
Kobieta zdołała uciec z pokoju, a gdy zaczęła krzyczeć, interweniowali mieszkańcy noclegowni i inni pracownicy.
Mężczyzna był nietrzeźwy, uciekł ale szybko został zatrzymany przez policję. Do usiłowania zabójstwa nie przyznał się. Mówił że nie miał takiego zamiaru, a chciał kobietę jedynie nastraszyć. Po postawieniu zarzutów, trafił do aresztu.
Cztery tysiące zadośćuczynienia zamiast 300 złotych nawiązki
Sąd Okręgowy w Ostrołęce skazał go na osiem miesięcy więzienia uznając, że nie było jednak usiłowania zabójstwa, a doszło do przestępstwa gróźb karalnych pozbawienia życia. Groźby natomiast wzbudziły w zaatakowanej pracownicy noclegowni uzasadnioną obawę, że będą spełnione.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku uznał tę kwalifikację prawną za właściwą i w poniedziałek (17 października) karę utrzymał. Wyrok pierwszej instancji zmienił jedynie w tym zakresie, że przyznał 4 tys. zł zadośćuczynienia poszkodowanej kobiecie, zamiast 300 zł nawiązki.
- Z zeznań samej oskarżycielki posiłkowej wynika, że było to dla niej przeżycie wyjątkowo traumatyczne do tego stopnia, że po tym zdarzeniu korzystała chociażby z pomocy psychologa - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Leszek Kulik.
Miał w kieszeni zapalniczkę, ale jej nie wyjął
Kluczowa w sprawie była kwestia zamiaru sprawcy. Sądy przyjęły - odmiennie, niż prokuratura - że nie było zamiaru zabójstwa, a mężczyźnie chodziło o zastraszenie pracownicy noclegowni i wzbudzenie w niej lęku "poprzez wypowiadane groźby, dla urealnienia których posłużył się butelką z płynem łatwopalnym".
Czytaj też: Zajechał drogę innemu kierowcy, uderzał pięściami i kopał jego samochód, wybił szybę. Nagranie
Sędzia Kulik zwracał uwagę, że sprawca nie próbował podpalić substancji. Nie miał zapałek, nie wyjął też z kieszeni zapalniczki, choć miał ją przy sobie. Taką wersję sąd przyjął wobec faktu, że nie było jednoznacznych dowodów przeciwnych, wątpliwości rozstrzygając na korzyść oskarżonego. Oparł się też na zeznaniach świadków i wyjaśnieniach samego sprawcy. A ten konsekwentnie twierdził, że nie miał żadnego konfliktu z pracownicą noclegowni i chciał ją jedynie zastraszyć.
Wcześniejsze groźby były traktowane jako "pijacki bełkot"
Świadkowie zeznali, że napastnik był wcześniej postrzegany jako osoba nadużywająca alkohol, ale spokojna, nie przejawiająca agresji. Z zebranych w sprawie dowodów wynikało, że co prawda w przeszłości kierował on groźby wobec pracowników noclegowni, ale były one traktowane jedynie jako "pijacki bełkot".
Odnosząc się do apelacji obrońcy, sędzia Kulik zwracał uwagę, że ośmiu miesięcy więzienia nie można w tej sprawie uznać za karę rażąco surową.
Wyrok jest prawomocny.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24