Nagrał interweniujących strażników miejskich na jednej z warszawskich ulic, mimo że sprzeciwiali się temu sami funkcjonariusze. Straż miejska zarzuca mu teraz, że popełnił wykroczenie, bo używał wulgaryzmów i odmówił pokazania dowodu osobistego.
Pan Przemysław wracając do domu zauważył interwencję stołecznych strażników miejskich. Jego zdaniem, jedna z osób, wobec których interweniowali funkcjonariusze, wymagała pomocy medycznej. - Było słychać jak osoba doprowadzana mówi, że nie ma siły siedzieć, bo boli ją noga. Strażnik go na siłę posadził, on się osunął - mówi autor nagrania.
Mężczyzna przy pomocy tabletu nagrał interwencję funkcjonariuszy. Ci z kolei próbowali go wylegitymować, a następnie jeden ze strażników na chwilę zabrał mu urządzenie, którym nagrywał.
- Chłopcy z dyskoteki. Bardziej ochroniarze niż funkcjonariusze - mówi autor nagrania komentując interwencję strażników.
"Używanie wulgaryzmów"
Kilka dni po zajściu, straż miejska wezwała mężczyznę, by postawić zarzucić mu wykroczenie. Według funkcjonariusza, pan Przemysław odmówił pokazania dowodu osobistego w związku z popełnieniem wykroczenia, którym miało być używanie wulgaryzmów. Autor nagrania stanowczo temu zaprzecza i jako dowód pokazuje swój film.
Tymczasem wydział kontroli wewnętrznej warszawskiej straży wszczął postępowanie wyjaśniające w związku z tą sprawą. Jak tłumaczy Monika Niżniak, rzeczniczka straży miejskiej, nagranie jest szczegółowo analizowane. - Jeśli stwierdzimy, że zostały przekroczone granice przez któregokolwiek z funkcjonariuszy, wtedy zostaną wyciągnięte konsekwencje - zapewnia i przyznaje, jednocześnie, że w nagrywaniu strażników miejskich nie ma nic złego. - Filmować można, ale nie wolno przeszkadzać - podkreśla.
Autor: db / Źródło: tvn24