- Trudno sobie wyobrazić, że samolot, który ma wyłączone wszystkie systemy, tak stabilnie leci do ziemi - powiedział w "Faktach po Faktach" wydawca miesięcznika "Skrzydlata Polska" Tomasz Hypki. - Nawet dehermetyzacja nie skutkuje natychmiastowym zniżaniem samolotu - ocenił z kolei szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, Maciej Lasek.
- Z wysokości 11 kilometrów ten samolot mógłby polecieć ponad sto kilometrów bez silników, lotem szybowym. Mógłby dolecieć gdzieś do plaży albo wylądować na wodzie, czy szerszej autostradzie - powiedział Tomasz Hypki.
Jego zdaniem "załoga nie podjęła świadomych działań dla ratowania samolotu". - To mogło być spowodowane totalną awarią. Trudno jednak sobie wyobrazić, że samolot, który ma wyłączone wszystkie systemy, tak stabilnie leci do ziemi. Są podmuchy powietrza, a tu wygląda na to, że to był stabilny lot do ziemi, w najgorszym możliwym kierunku, w góry - ocenił.
"Brak korespondencji załoga-kontrola lotów"
Hypki zauważył też, że "normalnie, gdyby była krytyczna sytuacja, załoga informuje o tym kontrolera lotów". - Szuka rady, pyta. Centrum decyzyjne na ziemi jest po to, żeby pomagać. Tutaj - przynajmniej na tę chwilę - nie wiemy, żeby była jakaś wymiana korespondencji - zaznaczył.
Maciej Lasek podkreślił natomiast, że "samolot zaczął się zniżać bardzo równo". - Według wstępnych obliczeń, około 16-17 metrów na sekundę. Normalnie samolot w czasie podejścia do lądowania obniża się w tempie 3-3,5 metrów na sekundę - tłumaczył.
Dodał, że "nawet dehermetyzacja nie skutkuje natychmiastowym zniżaniem samolotu". - Chyba, że załoga zaczęłaby awaryjne zniżanie, ale to trwa dużo krócej [linie Germanwings informowały, że samolot obniżał lot przez 8 minut - red.] - stwierdził.
Zabrakło tlenu?
Lasek tłumaczył, że gdy w samolocie zaczyna brakować tlenu, załoga celowo może obniżyć lot, żeby pasażerowie mogli oddychać powietrzem zewnętrznym. - Zanim to się stanie, pasażerowie mogą założyć maski podłączone do wytwornic tlenu, które wystarczają na ok. 12 minut. W tym czasie można zejść do wysokości rzędu 3-4 tys. metrów, która jest wysokością bezpieczna przy dehermetyzacji - mówił.
Zaznaczył jednak, że "nie zawsze to tak wygląda". - Przykład Heliosa, który rozbił się w 2005 roku w Grecji, załoga nie zgłaszała problemów. Przy dehermetyzacji załoga straciła przytomność, samolot leciał na autopilocie, w momencie, w którym wyczerpało się paliwo samolot lotem szybowym zderzył się z ziemią. Zresztą końcówka lotu była bardzo podobna jak w przypadku airbusa - stwierdził Lasek.
Samolot linii Helios Airways nr 522 rozbił się 14 sierpnia 2005 nieopodal Aten. Z powodu obniżenia ciśnienia na pokładzie, załoga i pasażerowie stracili przytomność. Pozbawiony kontroli samolot uderzył w ziemię 3 godziny po starcie. Zginęło 121 osób.
Samolot tanich niemieckich linii Germanwings, który leciał z Barcelony do Duesseldorfu, rozbił się we wtorek na południowym wschodzie Francji. Na pokładzie było 144 pasażerów i sześciu członków załogi. Na miejscu katastrofy nie znaleziono nikogo żywego.
Autor: eos\mtom\kwoj / Źródło: tvn24